Jak ten 18-letni chłopak umierał! Cały Rzym i cała Polska były tym poruszone. Ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, do czego doprowadził po śmierci.
Mało kto wie, jak znakomitego patrona ma polska młodzież – św. Stanisława Kostkę. Wielu mało on interesuje ze względu na jego cukierkowaty wizerunek na niektórych obrazach – tak słodki, że aż odrzucający. Cóż, w sztuce panowała kiedyś maniera „religijnej poprawności” – ale nie ma to nic wspólnego z prawdziwym Stanisławem.
Być może był nadwrażliwy w dzieciństwie, ale później mu przeszło. Wydoroślał. Wystarczy przeczytać jego listy, które napisał jako nastolatek.
Rodzice opłacili Stanisławowi szkołę we Wiedniu. Chłopak postanowił tam, że wstąpi do zakonu jezuitów. Problem w tym, że ojciec Stanisława się nie zgadzał. Także jezuici, którzy prowadzili we Wiedniu jego szkołę, nie chcieli go przyjąć bez zgody rodziców.
Ckliwy młodzian z rumieńcami, jak go przedstawia część wizerunków, pewnie najpierw zalałby się łzami, a później potulnie zgodził z wolą ojca i wiedeńskich jezuitów. Stanisław zrobił jednak coś zupełnie innego.
Sromotę uczyniłeś!
Co? Precyzyjnie zaplanował ucieczkę i ją przeprowadził. Ruszył pieszo do Bawarii, żeby poprosić o przyjęcie do zakonu prowincjała innej prowincji jezuickiej. Po drodze zamienił się ubraniami ze spotkanym wieśniakiem. Gdyby nie ta zamiana, zostałby złapany i przemocą zawieziony do ojca w Polsce.
Starszy brat, Paweł Kostka, dopiero wieczorem znalazł jego list. Staszek napisał w nim, że odszedł, żeby wstąpić do jezuitów w innej prowincji.