Kilkadziesiąt lat przed "Gwiezdnymi Wojnami" posługiwał się "świetlistym mieczem". A może laską. W ten sposób odganiał kule wojsk rosyjskich wymierzone w połacie dachu dominikańskiego kościoła.
To jeden z cudów św. Jacka, jaki przywołała podczas spotkania w Tychach Elżbieta Wiater, współczesna biografka świętego z Odrowążów. Ta teolożka i historyczka jest autorką książki "Wierny pies Pański. Biografia św. Jacka Odrowąża". W Księgarni Święty Jacek opowiadała o tej barwnej postaci.
- To postać nadal nieodkryta i zaniedbana w kulcie - mówiła biografka. - Winę za to ponoszą sami… dominikanie. Ale to się, na szczęście, zmienia - dodała.
Święty Jacek to osobowość nam dość odległa. Żył bowiem w XIII wieku. Zdaje się jednak być idealnym świętym na miarę naszych czasów. Zapatrzony w swego duchowego mistrza, św. Dominika chce być do niego podobny. I jest. Gorliwy o dusze ludzkie, rozpalony pracą misyjną, zakłada kolejne klasztory, wytrwale się modli i... czyni cuda. Czasem dość spektakularne. Miał na swoim koncie kilka wskrzeszeń.
A do tego był zabawny i… bezpośredni. - Próbował ocalić z pożaru puszkę z Ciałem Chrystusa. Już prawie wyszedł z kościoła, ale usłyszał głos zza figury Matki Bożej: "Jacku, ocaliłeś mojego Syna, a mnie zostawisz?". To Maryja domagała się uwagi - opowiadała autorka książki. Jacek w swej prostolinijności odpowiedział Matce, że jest… za ciężka! Bo była. Sprawiła jednak, że Jackowi udało się ocalić Jej rzeźbiony wizerunek.
Potem już na każdą jego prośbę odpowiadała pozytywnie. Jacek urzekł serce Maryi. Żywił ogromny kult dla Matki. I oczywiście dla Najświętszego Sakramentu, co można potwierdzić, oglądając jego podobizny. Święty Jacek występuje bowiem zawsze z monstrancją i figurką Maryi. Obie ręce ma zajęte. Gdybyśmy go chcieli dzisiaj przebadać, pewnie zdiagnozowano by u niego ADHD, czyli zespół nadpobudliwości psychoruchowej. Nie usiedział w jednym miejscu. Miał mnóstwo pomysłów i je realizował.