„Po Synodzie Biskupów na temat synodalności w Watykanie mam wrażenie, że w Kościele katolickim istnieją dwa różne światy. Jeden świat to ten, w którym Kościół pogrążony jest w stagnacji i kryzysie, a drugi świat to ten, w którym Kościół jest dynamiczny i się rozwija. My do niego należymy i dlatego myślimy inaczej” – zaznacza arcybiskup większy kijowsko-halicki Światosław Szewczuk. Zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego (UKGK) w rozmowie z KAI mówi m. in. o Synodzie Biskupów na temat synodalności w Watykanie, spotkaniach na temat wojny w Ukrainie w różnych miejscach Włoch, rozmowach w instytucjach Unii Europejskiej w Brukseli. Ale przede wszystkim o potrzebie pomocy Ukrainie przed zimą.
Krzysztof Tomasik (KAI): Był to bardzo intensywny czas dla Księdza Arcybiskupa: Synod Biskupów UKGK w Rzymie, Synod Biskupów na temat synodalności w Watykanie, spotkania w różnych miejscach Włoch, rozmowy w instytucjach Unii Europejskiej w Brukseli oraz wiele innych spotkań.
Abp Światosław Szewczuk: Przede wszystkim wiele uwagi poświęciliśmy współpracy z różnymi strukturami i instytucjami Unii Europejskiej, ale nie tylko. Po Synodzie Biskupów naszego Kościoła w Rzymie, który odbył się w dniach 3-13 września, mieliśmy bardzo ważne spotkanie w Atenach biskupów Katolickich Kościołów Wschodnich w Europie, które jest organizowane co roku. W zeszłym roku nie odbyło się, ponieważ wybuchła wojna w Ukrainie i biskupi zdecydowali, że nie będą organizować spotkania bez nas.
Dla Kościołów wschodnich bardzo ważne było uzgodnienie wspólnego stanowiska zaprezentowanego później na Synodzie Biskupów w Watykanie, które zresztą bardzo dobrze zostało przyjęte. Dwie z naszych propozycji, które uzgodniliśmy, zostały nawet przegłosowane w dokumencie końcowym Synodu. Zaproponowaliśmy Ojcu Świętemu zwołanie nadzwyczajnej sesji Synodu Biskupów Kościołów Wschodnich podobnego do Synodu Biskupów dla Amazonii, przede wszystkim dlatego, że duża część naszych Kościołów znajduje się na Bliskim Wschodzie i większość z nas żyje w krajach, w których toczy się wojna lub jest areną konfliktów: w Ukrainie, Armenii, Syrii, Iraku, Erytrei oraz Ziemi Świętej. Ponadto istnieje zagrożenie wybuchu poważnego konfliktu w Libanie.
Trzeba też zaznaczyć, że niektórzy wschodni patriarchowie katoliccy mają więcej wiernych w diasporze niż na terytorium swoich patriarchatów. Musimy być dobrymi pasterzami. Jeśli nie będziemy podążali za swoimi wiernymi, nie zorganizujemy ich życia religijnego poza ich krajem pochodzenia, to istnieje poważne zagrożenie, że wszyscy oni w ciągu kilku lat się zasymilują. Wojny i emigracja wiernych Katolickich Kościołów Wschodnich mogą doprowadzić do zaniku tych Kościołów, które są ważną częścią Kościoła powszechnego.
Jaka była kolejna propozycja?
- Drugą propozycją, którą przedstawiliśmy jest taka, aby papież mówił także o Kościele synodalnym w kontekście synodalnego Kościoła ekumenicznego. Oznacza to ustanowienie stałego Synodu Patriarchów Wschodnich i Arcybiskupów Większych z papieżem. Jest to nasza propozycja, nasz wkład we wspólną drogę synodalną. Kościół łaciński ma świadomość, że jest Kościołem na własnych prawach w ramach Kościoła powszechnego, a papież jako przedstawiciel Kościoła łacińskiego powinien także spotykać się i przewodniczyć Synodowi zwierzchników Katolickich Kościołów Wschodnich. Tym samym powinna się zmienić sama wizja Kościoła katolickiego, jego eklezjologia i komunia Kościołów różnych tradycji.
Dla nas ten format bliskiego i systematycznego spotykania się z papieżem i możliwość porozmawiania z nim wyłącznie o Kościołach Wschodnich jest ważny, ponieważ widzimy w ogólnych procesach zachodzących obecnie w Kościele, że Kościół katolicki we wszelkich wymiarach jest intensywnie i powszechnie latynizowany. Innymi słowy, Katolickie Kościoły Wschodnie są do pewnego stopnia marginalizowane, zwłaszcza jeśli chodzi o obecność naszych wiernych w strukturach otoczonych dużymi diecezjami łacińskimi. Musimy stworzyć nowy paradygmat wzajemnych relacji.
W tym czasie miał Ksiądz Arcybiskup nie tylko ważne spotkania na szczeblu kościelnym, ale i politycznym...
- W ciągu ostatnich kilku tygodni mogłem spotkać się z przywódcami i wysokimi rangą przedstawicielami wielu krajów europejskich. W kontekście obchodów 400. rocznicy męczeńskiej śmierci św. Jozafata, odwiedziłem Litwę i spotkałem się z premierem Litwy, Ingridą Šimonytė. Do Bazyliki św. Piotra w Watykanie na uroczystą Boską Liturgię na zakończenie Roku Jubileuszowego św. Jozafata przybyła przewodnicząca litewskiego Sejmu, pani Wiktoria Čmilytė-Nielsen. Były wyjątkowe wydarzenia, kiedy mogliśmy porozmawiać o tym, jak dziś wygląda sytuacja na Litwie, jak wspiera ona Ukrainę, przemawia do Europy i całego świata w imieniu naszego kraju, a także jaką politykę prowadzi wobec ukraińskich emigrantów, którzy przebywają na Litwie.
Podobnie bardzo ważne było spotkanie z panią premier Włoch Giorgią Meloni. Włochy są bardzo ważnym partnerem Ukrainy, zarówno w ramach grupy G7, jak i w ramach wspólnoty europejskiej, a zatem też w ramach wspólnego stanowiska wobec Ukrainy. Co ciekawe, zarówno premier Litwy, jak i premier Włoch mówiły dokładnie w ten sam sposób o potrzebie wsparcia Ukrainy. Podkreślały, że wojna w Ukrainie nie jest tylko sprawą ukraińską. Jeśli, na przykład, dziś państwa Europy Zachodniej nie wesprą Ukrainy i Ukraina nie wygra wojny, to wojna rozleje się na ich kraje i cały kontynent. Dziś kraje europejskie czują, że Ukraina broni Europy. Zatem mamy jednomyślne poparcie.
Moja podróż do Brukseli była bardzo ważna i na czasie. Pojechałem tam na zaproszenie przewodniczącego Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE), abp. Mariano Crociaty. Przybyłem do Brukseli, kiedy Komisja Europejska ogłosiła rekomendację rozpoczęcia negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej. W tym samym czasie był tam też minister spraw zagranicznych Ukrainy, Dmytro Kuleba. Dzień wcześniej spotkałem się z Komisarzem ds. Sąsiedztwa i Rozszerzenia Oliverem Varhelyim. Byłem bardzo poruszony tym spotkaniem, ponieważ poinformował mnie, że następnego dnia zostanie przekazany Ukrainie pewien pozytywny sygnał. I tak się stało. Komisarz wyjaśnił mi, jakie priorytety ma Unia Europejska, w szczególności na następny rok, mimo że Parlament Europejski czekają w 2024 wybory. Mimo tego robi się już pewne plany na przyszłość. Zapewnił mnie, że Ukraina będzie priorytetem dla UE w przyszłym roku.
Mieliśmy też bardzo ciekawe spotkanie z panią Federicą Mogherini, która stoi na czele Kolegium Europejskiego, bardzo szanowanej instytucji edukacyjnej, która istotnie kształtuje przyszłość Unii Europejskiej i nie tylko. Kolegium kształci i formuje ludzi dla wszystkich struktur zjednoczonej Europy. W szczególności spotkanie było poświęcone refleksji nad tym, jak będzie wyglądała przyszłość w ramach współpracy między krajami UE, a także między Europą a Stanami Zjednoczonymi.
Ciekawym było usłyszeć, że Europa czuje się dziś otoczona "pierścieniem ognia" i poważnie myśli o tym, jak zapobiec eksportowi wojny na cały świat, a z drugiej strony, jak zapewnić niezbędne fundamenty prawa, abyśmy mogli mówić o bardzo poważnych, solidnych i praktycznych projektach budowania pokoju. Ponieważ UE jest również projektem pokojowym, to jej rozszerzenie jest także rozszerzeniem strefy pokoju w Europie. Gdy ktoś mówi dzisiaj o ekspansji UE, to oznacza to rozszerzenie projektu pokojowego. Pytanie brzmi: na jakich podstawach i zasadach możemy zapewnić pokojową przyszłość krajom europejskim?
Zbliża się zima, ciężki czas dla milionów Ukraińców. W porównaniu z rokiem ubiegłym spadła pomoc humanitarna. Jakie konieczne kroki trzeba podjąć, aby wyjść naprzeciw tak ciężkiej sytuacji?
- Widzimy, że dziś niestety ilość pomocy humanitarnej napływającej na Ukrainę gwałtownie spada. Być może dlatego, że była to czysto spontaniczna fala pomocy, która z istoty maleje, ponieważ wszystko, co jest emocjonalne, spontaniczne, nigdy nie może trwać dłużej.
W naszym Kościele i wielu środowiskach w Ukrainie rozmawialiśmy już dużo wcześniej o tym i do pewnego stopnia jesteśmy przygotowani na taką sytuację. Przede wszystkim przechodzimy od pomocy spontanicznej do metodycznej. Aby zapewnić stabilność pomocy humanitarnej w Ukrainie naprawdę zaczęliśmy bardzo skutecznie budować logistykę i współpracę w ramach ukraińskiego Caritasu. Mamy greckokatolicki Caritas Ukraina, rzymskokatolicki Caritas Spes i naszą patriarchalną Fundację "Mądra Sprawa". Współpracujemy także z różnymi instytucjami zagranicznymi. Oznacza to, że bardzo uważnie słuchaliśmy prognoz międzynarodowych instytucji monitorujących sytuację humanitarną. Zaczęliśmy się do takiej sytuacji przygotowywać sześć miesięcy temu. Na przykład latem br. było jasne, że Ukraina stoi w obliczu kryzysu energetycznego, o czym nasz rząd mówi światu od dłuższego czasu. Rosja zgromadziła zapasy rakiet, aby systematycznie niszczyć infrastrukturę elektryczną naszych miast w zimnych porach roku. Można sobie wyobrazić tego skutki. Jeśli na przykład duży budynek w Kijowie z trzystoma mieszkaniami pozostanie bez prądu, oznacza to, że będzie bez wody, bez ogrzewania i stopniowo zamieni się w "lodówkę".
Taka sytuacja jest kolejnym powodem dla wielu ludzi do emigracji.
- Bez wątpienia ludzie będą emigrować. Oznacza to, że będziemy mieli nowe zjawisko tak zwanych „uchodźców klimatycznych”, którzy opuszczają swoje domy nie dlatego, że spadają na nich bomby, ale dlatego, że nie da się żyć tam, gdzie nie ma prądu, wody i ogrzewania. To drugi bardzo ważny element, przed którym ostrzegają nas instytucje międzynarodowe. Około siedmiu milionów Ukraińców będzie potrzebowało pilnej pomocy żywnościowej. Mówimy szczególnie o terytoriach wschodniej i południowej Ukrainy, gdzie są najintensywniejsze działania wojenne. I tak już wielu ludzi stamtąd wyjechało.
Przypomnijmy o czternastu milionach ludzi, którzy opuścili swoje domy. Wielu ludzi mieszka w prowizorycznych warunkach, nawet w piwnicach, żyją w fatalnych warunkach, ale nie chcą opuszczać swoich domów, co oznacza, że ktoś musi dostarczyć im jedzenie i inne niezbędne do życia środki, nawet gdy spadają tam bomby.
Druga kwestia. Ukraińska armia przygotowuje się do wyzwolenia kolejnych terytoriów. Musimy być gotowi, aby udać się tam za wojskiem i pomóc ludziom, którzy przeżyli okupację. Jest więc wiele do zrobienia i staramy się podchodzić do tego pragmatycznie oraz systematycznie, abyśmy nie byli zależni od emocjonalnego, falowego napływu lub braku pomocy humanitarnej z zagranicy. Naszym zadaniem jest pomagać przede wszystkim na poziomach: wsi i gminy.
Uczestniczył Ksiądz Arcybiskup w trwających miesiąc w Watykanie obradach Synodu Biskupów na temat synodalności. Co było najważniejsze w tym wydarzeniu tak istotnym dla życia Kościoła powszechnego i nie tylko?
- Pierwszą refleksją, jaka mi się nasunęła po obradach, było to, że w pewnym sensie wiele dyskusji nie dotyczyła naszego Kościoła. Większość tematów, które zostały poruszone, w szczególności te związane z nowymi sposobami organizacji życia kościelnego na przykład z powodu braku lub utraty autorytetu moralnego biskupów związanych z kwestią nadużyć seksualnych, potrzebą zaangażowania większej liczby osób świeckich, roli kobiet itd. nas nie dotyka. U nas nie ma kryzysu autorytetu moralnego. W Ukrainie wygląda to inaczej.
Miałem też wrażenie, że w Kościele katolickim istnieją dwa różne światy. Jeden świat to ten, w którym Kościół pogrążony jest w stagnacji i kryzysie, a drugi świat to ten, w którym Kościół jest dynamiczny i się rozwija. My do niego należymy i dlatego myślimy inaczej. Tam, gdzie Kościół się rozwija, absolutnie zaangażowani są wszyscy, bez różnicy, czy ktoś jest mężczyzną czy kobietą, dlatego, że ma pewne dary od Boga. Inaczej sytuacja się przedstawia, gdy Kościół jest w stagnacji, gdzie kościoły są puste, gdzie biskupi muszą myśleć o tym, jak zmniejszyć liczbę parafii czy sprzedawać budynki kościelne. Z drugiej strony było bardzo interesujące i pouczające usłyszeć, jak Kościół katolicki na całym świecie żyje dziś w całej swojej różnorodności i problemach.
Oczywiście inne jest spojrzenie z perspektywy Ukrainy pogrążonej w wojnie...
- Zwłaszcza na Ukrainie, często jesteśmy kuszeni, by skupiać się tylko na sobie i naszym osobistym bólu. Myślimy więc, że cały świat powinien kręcić się wokół nas. Ale tak nie jest. Świat ma swój własny rytm i idzie własną drogą. Niezależnie od tego, czy na Ukrainie toczy się wojna, czy nie, inne części świata żyją nieco inaczej, w innym paradygmacie. A zatem tak ważny był dla nas moment słuchania, co tak bardzo uwypuklał papież powtarzając, że Synod jest miejscem zatrzymania się, słuchania siebie i refleksji.
Dla nas spotkanie w Rzymie było bardzo potrzebne i ważne, ponieważ inne Kościoły usłyszały o Ukrainie, o naszym Kościele, o Katolickich Kościołach Wschodnich. Co bardzo ważne, znaleźliśmy bardzo silne wsparcie. Wszyscy byli naprawdę zainteresowani doświadczeniem, tradycją i sposobami życia, które Katolickie Kościoły Wschodnie zachowały od czasów apostolskich. W szczególności, w jaki sposób radzimy sobie tu i teraz. Biskupi z innych części świata byli bardzo zainteresowani tym, jak żyjemy jako Kościół z istoty synodalny we współczesnym świecie. Nas z kolei interesowało, dlaczego Kościół katolicki w krajach od wieków katolickich pogrążony jest w kryzysie i zaczyna zanikać. „Dlaczego doszło do kryzysu?” - to jedno z najważniejszych pytań. Dla nas było to bardzo ważne, gdyż uświadomiliśmy sobie, jak możemy nauczyć się nie popełniać błędów, które popełnili inni, co doprowadziło do kryzysu. Naprawdę Synod był miejscem wzajemnego skupienia, słuchania, szacunku, co nas niezwykle duchowo wzbogaciło.
Miał Ksiądz Arcybiskup możliwość rozmowy z papieżem Franciszkiem i wyjaśnienia nieporozumień, jakie miały miejsce odnośnie do jego niektórych wypowiedzi na temat Rosji i wojny z Ukrainą?
- W czasie Synodu papież Franciszek był z nami przez cały czas i stale dostępny. Można było po prostu podejść do niego podczas przerwy i porozmawiać. Nie było żadnych formalnych procedur, próśb o audiencję itp. Wielu uczestników debaty synodalnej było z takiej sytuacji bardzo zadowolonych. Ważne było to, że papież uczestniczył w tej podróży z innymi, którzy podążają tą samą drogą.
Ojciec Święty wielokrotnie mówił o Ukrainie. Dla nas ważna była wrześniowa audiencja dla naszego Synodu Biskupów, podczas której wyjaśniliśmy nasze stanowisko i papież je zrozumiał. W rzeczywistości naprawdę poczuliśmy, że papież nas rozumie, choć doświadczyliśmy też, że sfera komunikacyjna Stolicy Apostolskiej nie zawsze jest doskonała i dlatego czasami słowa papieża są manipulowane.
Na przykład wyraźnie zobaczyliśmy, że rosyjskie media relacjonujące spotkanie papieża z rosyjską młodzieżą katolicką zostały zmanipulowane, ponieważ skupiły się na nieformalnym oświadczeniu papieża, które nie wyrażały w pełni jego stanowiska. Musiał więc sam swoje słowa zweryfikować. Co ważne, główne przesłanie, które papież przekazał katolikom w Rosji, zostało przez stronę rosyjską całkowicie pominięte. Doszło do bardzo podstępnej manipulacji. Dlatego papież, gdy się o tym dowiedział, wypowiedział swoje zdanie i nam je przedstawił. Zapewnił nas, że jest po stronie Ukrainy, która cierpi w szczególności na polu moralnym i humanitarnym. Dlatego powierzona przez Ojca Świętego misja kard. Matteo Zuppiemu jest jednym z mechanizmów, które papież uruchomił, aby coś zrobić w naszej kwestii. Pokazuje to, że nie można po prostu usiąść, założyć ręce i narzekać na to, co się złego dzieje. Musimy stale coś robić, takie jest stanowisko papieża.
Zobaczmy, co możemy zrobić i jakie da to efekty. Może nie od razu i nie wszystko, ale przynajmniej coś. Papież nie akceptuje faktu, że coś tam się nie udało, że wojna trwa, ale próbuje coś zrobić, aby wesprzeć Ukraińców i ratować ludzkie życie na Ukrainie.
Na Synodzie i po jego zakończeniu było też wiele innych ważnych spotkań.
- Na Synodzie, w naszej małej grupie roboczej spędziliśmy wiele czasu razem. Był w niej kard. Zuppi, który zaprosił mnie do Bolonii. Dzięki temu udało nam się m. in. omówić w bardzo szczerym dialogu wiele szczegółów jego misji. Nie mogę o wielu sprawach powiedzieć publicznie, gdyż są one częścią tak zwanej "cichej" dyplomacji Stolicy Apostolskiej. Przede wszystkim nakreśliliśmy plany, jak powinna wyglądać jego misja w przyszłości. Oznacza to, że nawet jeśli nie ma wielkich deklaracji lub głośnych spotkań i wizyt, nie oznacza to, że nic się nie dzieje.
Powróćmy do Polski, do uroczystości przekazania przez metropolitę lubelskiego abp Stanisława Budzika kościoła pw. św. Jozafata wspólnocie greckokatolickiej. Ważny gest i chyba warty naśladowania przez innych.
- Jest to kolejny przykład na to, że Polska nie zapomina o Ukrainie. Z wielką wdzięcznością przyjąłem wiadomość, że arcybiskup Stanisław zdecydował się przekazać w użytkowanie kościół św. Jozafata w centrum Lublina społeczności ukraińskiej. Do tej pory jedyną świątynią, którą Ukraińcy mieli i pokochali, była mała drewniana, zabytkowa cerkiew na terenie Muzeum Wsi Lubelskiej, która w obecnej sytuacji nie zaspokaja potrzeb naszych wiernych.
Lublin jest jednym z najbliżej położonych ukraińskiej granicy największych miast, gdzie w nim i okolicy mieszkają dziesiątki tysięcy Ukraińców. Słyszałem też, że prawie jedna trzecia miasta mówi po ukraińsku. Tak więc ten mały kościół, który mieliśmy do tej pory, absolutnie nie wystarczał. Dlatego jesteśmy niezwykle wdzięczni abp Stanisławowi, że kościół będzie nie tylko miejscem modlitwy, ale też miejscem ważnej posługi społecznej. W ten sposób Ukraińcy w Lublinie poczują się nie tylko jeszcze lepiej przyjęci w Polsce, ale poczują też, że chce się im służyć w bardziej konkretny sposób.
Zaznaczmy, że logistyka posługi religijnej i społecznej zmienia się i zaczyna rosnąć wraz z rosnącymi potrzebami. Bardzo się cieszę, że abp Stanisław zechciał zorganizować moment przekazania nam tego kościoła tak, abym mógł osobiście wziąć w tej uroczystości udział. Można było po prostu już wcześniej przekazać go arcybiskupowi przemysko-warszawskiemu Eugeniuszowi Popowiczowi w Polsce, ale abp Stanisław chciał, abyśmy razem uczynili gest o wymiarze symbolicznym, który daje przykład innym.
Myślę, że jest wiele tego typu potrzeb w innych miastach w Polsce i inni biskupi katoliccy zainspirują się dobrym przykładem abp. Budzika. Takich momentów otwartości na potrzeby Ukraińców jest i będzie jeszcze więcej. Pokazuje to też, że Polska nie jest "zmęczona" ukraińskimi emigrantami. Z drugiej strony widzę, jak biskupi w Polsce mądrze, pragmatycznie i systematycznie budują sieć opieki duszpasterskiej dla naszych wiernych. I za to składam wielkie Bóg zapłać!
Z jakim przesłaniem wraca Ksiądz Arcybiskup na Ukrainę?
- Ukraina absolutnie przetrwa. W ciągu całego czasu spędzonego za granicą starałem się nieustannie gromadzić wszystkich życzliwych ludzi i przyjaciół Ukrainy. Zebrać tych, którzy obiecali, że będą wspierać Ukrainę. Były to osoby reprezentujące świat, Europę, Kościół powszechny począwszy od papieża Franciszka i przywódców Unii Europejskiej, a skończywszy na zwykłych dobrych ludziach w Polsce.
Pomoc, która płynie na Ukrainę to przede wszystkim pomoc ubogim, skrzywdzonym, ewangelicznym wdowom i sierotom. Jest to olbrzymi wkład zwykłych ludzi, którzy czują ból Ukrainy jak swój własny i są gotowi wyciągnąć ostatni grosz z kieszeni, żeby przekazać go dla sióstr i braci Ukraińców. Ludzie w Ukrainie muszą o tym wiedzieć, ponieważ często moskiewska propaganda złorzeczy mówiąc: "zobaczcie, zapomnieli o was", "uwaga świata została odwrócona od Ukrainy", "zostaliście sami i nam przekazani do zniszczenia i teraz was wykończymy". A prawda jest zupełnie inna.
Przed jakimi największymi wyzwaniami stoi dzisiaj Ukraiński Kościół Greckokatolicki?
- Mamy wiele wyzwań i nie da się ich wszystkich teraz wymienić, i nie da się rozwiązać wszystkich naraz. Ale najważniejsze jest to, że nasz Kościół zawsze był i będzie ze swoimi ludem. Po naszym Synodzie w Rzymie napisaliśmy przesłanie do naszych wiernych. Tytułem tego przesłania są słowa Pisma Świętego, które mówią: "Nie opuszczę cię". Tych kilka słów oznacza treść całego naszego duszpasterstwa, naszej pracy, opieki nad Ukraińcami, leczenia ran wojny, opieki nad naszymi emigrantami poza granicami kraju. Nasz Kościół nigdy nie opuści swojego ludu i zrobi wszystko, czego on potrzebują teraz, w tej chwili.