- Dokładnie dziś mija 40 lat, od kiedy polscy piłkarze zdobyli ostatni sukces w mundialu. Młodszym tylko powiem, że 10 lipca 1982 roku, w Alicante wygraliśmy tzw. mały finał z Francuzami: trzy-dwa. Ostatnią bramkę zdobył Janusz Kupcewicz, którego pogrzeb był wczoraj. Zbieżność wydarzeń? A może znaki, które Pan Bóg daje… - mówił w Wiśle bp Piotr Greger w czasie Mszy św. z okazji 80. urodzin trenera Piechniczka.
Osiemdziesiąta rocznica urodzin Antoniego Piechniczka minęła 3 maja br., ale to na dziś zaplanowano uroczystą Mszę św. z tej okazji w wiślańskim kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. To z Wisłą pan Antoni i jego małżonka Zyta związali swoje życie - tu mieszkają i są częścią miejscowej parafii. Oboje dziś uczestniczyli także we Mszy św., którą sprawował biskup Marian Florczyk z Kielc, jako delegat KEP ds. sportu, bielsko-żywiecki biskup pomocniczy Piotr Greger. Przy ołtarzu modlili się także: ks. proboszcz Wiesław Firlej oraz kapelani księży biskupów.
Ks. Robert Kasprowski- Panie Antoni, uwielbiamy Boga za osiemdziesiąt lat pana życia; proszę przyjąć wyrazy wdzięczności za to, że podczas zmagań eliminacyjnych, a potem w czasie hiszpańskiego mundialu (a także tego meksykańskiego cztery lata później), miliony Polaków zasiadało przed telewizorami, aby oglądać i wspomagać polskich piłkarzy. Czas jakby się wtedy zatrzymywał, ulice pustoszały (moja mama nie zainteresowana sportem zawsze chodziła wtedy do sklepu, bo wówczas nie było kolejek; a dwa razy przyszła z niczym, bo tam też oglądali mecz i nie byli zainteresowani klientami) - przypomniał w homilii biskup Greger, mówiąc o największym sukcesie piłkarskiej reprezentacji Polski, prowadzonej przez trenera Piechniczka. Był selekcjonerem kadry w piłce nożnej w latach 1980-86 i 1996-97. Polska drużyna w Hiszpanii zajęła trzecie miejsce. Cztery lata później, po awansie do mistrzostw świata w Meksyku, tam odpadła w 1/8 finału.
Biskup Piotr przyznał, że ustalając termin Mszy św. w intencji jubilata, nie powiązał go od razu z sukcesem drużyny sprzed 40. laty. A już na pewno nikt nie był w stanie przewidzieć, że w przeddzień uroczystości odbędzie się pogrzeb strzelca ostatniej bramki, Janusza Kupcewicza…
Antoni Piechniczek z małżonką Zytą dziś w wiślańskim kościele.W homilii biskup Greger odwołał się do przeczytanej ewangelicznej historii o miłosiernym Samarytaninie, który pomógł człowiekowi napadniętemu przez rozbójników. - Mowa jest o trudnym, ale możliwym zadaniu miłowania Pana Boga oraz bliźniego. Ewangeliczna przypowieść przypomina, że miłość bliźniego stanowi jeden ze znaków rozpoznawczych chrześcijaństwa. To wymagający egzamin z przykazania, które Pan Jezus nazywa pierwszym i najważniejszym.
Jak tłumaczył biskup, wielkość Samarytanina polegała na tym, że kiedy zobaczył rannego, nie kalkulował i nie obliczał stopnia niebezpieczeństwa. Liczył się dla niego tylko leżący, zraniony człowiek, dla którego podejmuje konieczne działania. Jak zauważył biskup, można domniemywać, że Samarytanin nic z tej posługi nie zyskał, a właściwie poniósł straty, a nawet sporo do tego interesu dopłacił.
Bp Piotr Greger przypomniał dziś w Wiśle ostatni największy piłkarski sukces reprezentacji Polski na mundialu.- Taka jest bowiem natura miłości. Ona się cieszy, gdy może się do czegoś dobrego przyczynić; liczy się ze stratami i tego nie żałuje, byle tylko drugi człowiek dzięki temu mógł coś zyskać. Przypowieść aż nadto wyraźnie ukazuje wielkość człowieka, która przejawia się tym, że mądra lokata czasu, środków finansowych i siły polega na inwestowaniu w dzieło wspomagania ludzi potrzebujących. Samarytanin, dzięki swojej postawie udoskonalił wrażliwość własnego spojrzenia na życie drugiego człowieka. To jest rodzaju zysku, którego nie da się wycenić w żadnej skali rachunków tego świata. Wiele natomiast stracili dwaj przedstawiciele ówczesnego duchowieństwa, chociaż nie wydali ani grosza i nie poświęcili człowiekowi poszkodowanemu ani jednej minuty.
Trener Antoni Piechniczek przyjmował dziś życzenia urodzinowe i gratulacje od wszystkich pokoleń kibiców.Biskup podkreślił, że wobec człowieka skrzywdzonego Pan Bóg okazuje szczególny wyraz troski: - Samarytanin nie ograniczył się tylko do jednego, określonego czynu, nie był to tylko moment chwilowego wzruszenia. Podjął wysiłek, który z pewnością nie był mu na rękę, ale którego zaniechanie byłoby równoznaczne z oskarżeniem własnego sumienia.