Dziś liturgicznie wspominamy Niepokalane Serce Maryi. Powody po temu są aż dwa: jeden z tradycji, a drugi z teologii.
Dziś liturgicznie wspominamy Niepokalane Serce Maryi. Powody po temu są aż dwa: jeden z tradycji, a drugi z teologii. Tradycja Kościoła łączy bowiem zwykle święta Maryi ze świętami Jezusa, tak więc po Najświętszym Sercu Jezusa mamy okazję do rozważań nad tajemnicą Serca Jego Matki. I tutaj właśnie pojawia się ów wątek teologiczny, który wskazuje na niezwykłość tego serca w jego absolutnym oddaniu i zaufaniu Bogu. Tak niezwykłym, że wyjaśnieniem może być tylko jego Niepokalanie, czyli wolność od grzechu pierworodnego. Nasze serca niestety takie nie są. Przypominają raczej pole bitwy naszej osobistej ciemności ze światłością, którą wnosi do nich Boża miłość. Nie jest to jednak nigdy bitwa przegrana, jeżeli tylko pójdziemy za radą dzisiejszej patronki, bł. Doroty z Mątowów. Ta mieszczka z XIV wieku, żona gdańskiego płatnerza o ciężkiej ręce, matka dziewięciorga dzieci, pytana pod koniec swojego pobożnego życia jak dojść w tym całym zamieszaniu codzienności do duchowej doskonałości, odpowiadała prosto: trzeba mieć wstręt do grzechu, nawet najmniejszego oraz całkowite oddać się Bogu, tak aby nic nie zostawiać dla siebie. Cela, w kwidzyńskiej katedrze, w której już jako wdowa pozwoliła się za życia zamurować, była tego wymownym znakiem. Ale bł. Dorota z Mątowów to nie tylko jedyna polska rekluza – jest także jedyną stygmatyczką. Jej serce było bowiem tak blisko serc Chrystusa i Maryi, że fizycznie wspólnie z Nimi cierpiało.