Wielokrotnie słyszałem od mieszkańców Neapolu, że gdy ks. Dolindo głosił słowo Boga, wychodził z niego ogień.
Myślałem w tym kontekście o zarzutach stawianych kapłanom przez bł. Antonio Rosminiego, dotyczących ich sposobu mówienia o Bogu przypominającego posypywanie wiernych szronem. Tymczasem św. Paweł stwierdza: „Sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia”. Kto głosi słowo Boga, a nie żyje Nim, nie potrafi przemawiać do ludzkich serc. Współczesny świat zamienił serce na intelekt, który – zamiast wierzyć – spekuluje, analizuje i porządkuje w punktach konkluzje. Wiara w Chrystusa budzi się w ludzkich sercach dzięki przepowiadaniu Ewangelii. Lecz aby przepowiadać innym Jego słowo, trzeba czuć się przez Niego posłanym i uporczywie wsłuchiwać się w Jego przesłanie. Gdy serce głosiciela jest głuche na głos Chrystusa w sobie, jego słowa nie potrafią przenikać do serc słuchaczy, nie budzą w nich wiary. Często bardziej przypominamy dobrze przygotowanych, elokwentnych i eleganckich specjalistów od przekonywania ludzi do cudzych poglądów aniżeli zapłodnionych Duchem Świętym nosicieli życia Bożego. Stanowimy nieraz dziwną miksturę tego, co święte, z tym, co pospolite – terminów teologicznych z przyziemnym moralizmem. Nic dziwnego, że zamiast pokoju i radości wypełniamy innym serca niepewnością i przekonaniem, że tego, co głosi Kościół, nie trzeba brać na serio. Przypominamy nieraz księdza, który ubrał się do Mszy w czapeczkę z dzwoneczkami, naciągając marynarkę na ornat. Taki zgrzyt, zamiast wzbudzić w ludziach ochotę na pobożność. zdusiłby ją. Jeszcze bardziej śmieszny i żałosny bywa głosiciel, który miesza Boskie przesłanie ze światowym pseudonaukowym bełkotem. W naszych wystąpieniach Chrystus bywa nieraz potraktowany jedynie jako pretekst do zajęcia się czymś innym.
Gdyby dało się sfotografować istniejący w nas rozdźwięk między tym, co Boskie, a tym, co przyziemne, rezultat byłby potworny. Chrystus propagowany przez specjalistów od biblijnej krytyki, racjonalistów, archeologów, hermeneutów i publicystów niewiele ma wspólnego z Chrystusem żywym. Bo nie bierze się On z ludzkiego serca, w którym powinien żyć, dlatego nie może się przedostać do serca tego, kto słucha. Świat nie daje wiary kościelnemu nauczaniu, bo jego wysłannicy po części są przyobleczeni w Chrystusa, po części zaś w miałką, światową paplaninę. Trzeba żyć Chrystusem, by Go wiarygodnie głosić. Trzeba nieść Jego krzyż. Sercem przemawia ten, kto nosi w sercu ognisko miłości, kto przepłakał przed Bogiem hektolitry łez i przywykł do bicia się we własne piersi, jak to czynili świadkowie ukrzyżowania Jezusa na Kalwarii. Ponieważ Jego światło i moc wnikają w człowieka przez serce pokorne i uniżone. Tylko w ten sposób okazują piękno stopy zwiastunów Dobrej Nowiny. •