Postanowione ludziom raz umrzeć… W dawnych czasach tematem tabu był seks, w naszych tematem tabu jest śmierć.
Każda epoka ma swój zakazany temat. Moim zdaniem jedną z przyczyn współczesnej rozwiązłości seksualnej jest brak poczucia, że życie ma cel. Śmierć zawsze przychodzi „za wcześnie”. Zastanie nas w poczuciu, że życia nie dokończyliśmy, że tyle jeszcze pozostało do zrobienia – by dojrzeć, zmądrzeć, wyszumieć się do woli. Rzadko kto odchodzi z tego świata z poczuciem sytości. Ponadto śmierć nie jest tylko zakończeniem życia, ale stale w nie ingeruje. Nieustannie chwyta je w szpony, stawiając przed nami radykalne znaki zapytania: Jaki sens ma życie w obliczu końca? Czy bycie człowiekiem to tylko krótki przebłysk między porodówką a szpitalem? Mamy potrzebę ubierania śmierci w maskę znośności. Tymczasem, jak mawiał Søren Kierkegaard, „śmierć jest nauczycielką powagi. Bez niej ginie poczucie odpowiedzialności. Zwłaszcza że po niej czeka nas sąd”.
Czym będzie ów sąd? Bóg bez żadnej zasłony zbliży się do człowieka, a człowiek w swej nagości do Boga. Wyobrażenie nadchodzącego sądu od zawsze wzbudzało strach i grozę. Nikon z Czarnogóry uważał, że nie jest dobrze pozbawiać ludzi lęku przed sądem, ponieważ bez strachu przed Bogiem człowiek naraża się na niebezpieczeństwo grzechu. W Starym Testamencie słowo „sąd” pada 300 razy, w Nowym Testamencie – 74 razy. Teologowie rozróżniają sąd szczegółowy przy śmierci człowieka i sąd powszechny na końcu czasów. W Credo mówimy, że wierzymy w Boga, który „przyjdzie sądzić żywych i umarłych”. Oczekiwanie na sąd odpowiada głębokiej ludzkiej tęsknocie za zbawieniem. A radosne oczekiwanie na niego ma swoje uzasadnienie w nadziei każdej ludzkiej duszy, że w końcu zapanują prawo, tak często deptane, i sprawiedliwość ponad miarę szargana. „Dzieje świata – jak mawiał Szekspir – są jak historia opowiedziana przez głupców”. Tylko sąd Boży może przynieść sprawiedliwość, przejrzystość i prawdę. W końcu Chrystus złożył ofiarę z siebie za nasze grzechy i „wszedł do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga”. Kiedyś zaś ukaże się „dla zbawienia tych, którzy Go oczekują”. Nowy obiecany świat, wielka komunia ludzi z Bogiem i między sobą nie może zaistnieć, dopóki to, co się wydarzyło na świecie i w historii, nie zostanie osądzone. Spotkanie z Chrystusem zmartwychwstałym jako sędzią umożliwi człowiekowi bolesną, jednak oczyszczającą konfrontację z własną historią w obliczu zranionej, a mimo to nieskończenie miłosiernej dobroci Boga. „Jestem pewien – pisał Fulton Sheen – że w niebie czekają mnie trzy niespodzianki. Po pierwsze, spotkam tam ludzi, których nie spodziewałem się tam spotkać. Po drugie, nie będzie tam pewnych osób, które spodziewam się tam zobaczyć. I wreszcie największą niespodzianką – mimo tego, że polegam na Jego miłosierdziu – może być fakt, że ja tam będę”. •