107,6 FM

Jestem szczęściarą

Natalia Partyka to sportowiec wyjątkowy. Na igrzyskach w Tokio pojawiła się… dwa razy. Na tych olimpijskich oraz paraolimpijskich. I zdobyła w dodatku dwa medale. Choć, jak mówi, w życiu chodzi o coś więcej niż o te słynne krążki.

Maciej Rajfur: Może najpierw poproszę o małe podsumowanie Tokio po raz pierwszy i Tokio po raz drugi. Jak Pani ocenia swoje starty na obu igrzyskach: olimpijskich i paraolimpijskich?

Natalia Partyka: Na igrzyskach olimpijskich zagrałam na swoim poziomie. Choć po turnieju indywidualnym mam mały niedosyt, bo w meczu z Egipcjanką przegrałam minimalnie i odpadłam w drugiej rundzie. W turnieju drużynowym postawiłyśmy się Koreankom, tocząc wyrównane boje. Zostawiłyśmy bardzo dobre wrażenie. A co do paraolimpiady, jechałam po dwa złote medale, a wróciłam z jednym brązowym i jednym złotym. Więc plan nie został do końca zrealizowany. Trochę szkoda, jednak po kilku dniach doceniłam ten brąz i bardzo się z niego cieszę.

Myślę, że nikt nie ma i nie może mieć o ten brąz pretensji. To także duży sukces, a pamiętamy dobrze, że zdobywała Pani złote medale indywidualnie w Igrzyskach Paraolimpijskich w Atenach (2004 r.), Pekinie (2008 r.), Londynie (2012 r.) i Rio de Janeiro (2016 r.). To naprawdę duży wyczyn. Jak przez tyle lat udawało się Pani utrzymać tak wysoką formę?

W sumie to przegrałam pierwszy mecz od kilkunastu lat w ramach zawodów niepełnosprawnych. Zaważyło kilka minut gorszej dyspozycji w półfinale w Tokio. Piękna seria została przerwana. Cóż, forma raz jest, raz jej nie ma. To sinusoida – góra, dół, góra, dół. A udane starty wynikają z ciężkiej pracy i treningów, choć składa się na nie jeszcze dużo innych czynników. To nie jest przypadek czy łut szczęścia. Grałam aktywnie w wielu turniejach między igrzyskami. Choć już w Londynie i Rio de Janeiro te mecze były bardziej wyrównane ze względu na obecność Chinek.

Urodziła się Pani bez prawego przedramienia i pomimo swej niepełnosprawności rywalizuje Pani z zawodniczkami pełnosprawnymi i niepełnosprawnymi. Takich sportowców jest zaledwie kilku, może kilkunastu na świecie. Czy różnią się wtedy motywacje, satysfakcja, smak porażki i zwycięstwa?

Rzeczywiście wyróżnia mnie to na tle innych, ale zawsze, obojętnie do jakiego meczu przystępuję albo z kim gram, chcę wygrywać. Każde zwycięstwo mnie bardzo cieszy i każda porażka mnie boli, bo jestem ambitną zawodniczką. Zawsze daję z siebie wszystko. Jedyne rozróżnienie jest takie, że wielu myśli, iż turnieje niepełnosprawnych będę wygrywać w tzw. cuglach. A stawka jest coraz bardziej wyrównana i mnie to nie dziwi.

Jaka jest Natalia Partyka na co dzień? Kiedy nie stoi z rakietką w ręce przy stole tenisowym?

Normalna. (śmiech) Spokojna, raczej uśmiechnięta i pozytywnie nastawiona do życia. Staram się nie skupiać na tym, co mi przeszkadza, ale doceniać to, co mam, i cieszyć się z tego, co mnie spotyka. Od małego jestem też zdeterminowana, zawzięta i pracowita, co bardzo liczy się w sporcie.

Jest coś, co pasjonuje Panią w takim stopniu jak tenis stołowy?

Chyba nie. Tenis stołowy to większość mojego dotychczasowego życia. Bardzo mnie pochłania, więc nie miałam nigdy możliwości, aby się czemuś poświęcić mocniej. Nie było na to przestrzeni. Są naturalnie takie rzeczy, które sprawiają mi frajdę, ale wciąż wszystko organizuję pod ping-ponga. Bardzo lubię chodzić na siłownię, co jest także częścią mojego treningu. Wtedy odpoczywa moja głowa. Relaksuję się i sprawia mi to dużo radości.

A zatem tenis stołowy to miłość niepodzielna, która nie chce Pani nikomu i niczemu oddać. A próbowała Pani swoich sił w tenisie ziemnym – zastosowania umiejętności z wersji stołowej?

Grałam parę razy rekreacyjnie, ale nie miałam nigdy czasu bardziej się zaangażować. Oczywiście istnieją pewne podobieństwa, ale nie przekłada się to tak prosto z gry na grę.

Jakie są dla Pani najważniejsze wartości?

Cenię sobie uczciwość i pokorę oraz dobrość serca. Żeby nie robić pod górkę drugiemu człowiekowi.

Tę dobroć okazała Pani, wystawiając na licytację swój złoty medal z Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio. Skąd ta decyzja?

Pomysł wpadł mi do głowy jakiś czas temu. Trochę mi się plany pokrzyżowały, gdy przegrałam półfinał i wiedziałam, że nie zdobędę złota indywidualnie. Jedyną szansą był zatem tryumf drużynowy, dlatego miałam dość silną motywację. Po prostu musieliśmy wygrać, bym mogła wystawić złoto na licytację. (śmiech) Medal to piękna pamiątka, ale najcenniejsza okazuje się droga, która mnie do niego prowadziła. Szczerze mówiąc, medale leżą u mnie w szafie i nie wyciągam ich codziennie, by je oglądać. Chyba dojrzałam do momentu, by ten krążek mógł przyczynić się do czegoś dobrego. Pieniądze z licytacji chciałabym przeznaczyć na pomoc w rozwoju kariery młodych sportowców, którzy z pewnością w niedalekiej przyszłości będą nam dostarczać wielu wspaniałych sportowych emocji i odwdzięczą się nam sukcesami.

A jaki start sportowy miała Pani przed laty?

Musimy sobie zdać sprawę, że w sporcie, żeby rozwijać się w optymalnych warunkach, potrzebne są pieniądze. I mało jest dyscyplin oraz miejsc, w których pula pieniędzy wystarcza na pokrycie wszystkich potrzeb. Bo ciągle coś można zrobić lepiej. Ja tak naprawdę uważam się za szczęściarę. Trafiłam na ludzi, którzy mnie nie przekreślili, a wręcz we mnie wierzyli. Dostrzegli coś we mnie, poświęcali mi swój czas na treningach i mogłam z nimi współpracować. Nie każdy tego doświadczy. Oczywiście zdarzały się osoby nieprzychylne, ale te omijałam i było ich na szczęście mniej. Najtrudniejszy dla sportowca jest wiek późno nastoletni, kiedy przechodzi on z kategorii juniora do młodzieżowca. System czasem pozostawia tych młodych ludzi samym sobie. Dlatego wsparcie jest potrzebne. Już kilka lat temu założyłam fundusz stypendialny i jeśli mam możliwość pomagania młodszym zawodnikom, będę to robić. Spełniam w ten sposób ich, ale i moje marzenia.

Skąd Pani bierze siłę i motywację do treningów oraz do rywalizacji na zawodach?

Tenis stołowy jest moją pasją, ale od jakiegoś czasu to także moja praca. Od początku chciałam gonić najlepszych, miałam konkretne marzenia i podpatrywałam tych, od których mogłam się wiele nauczyć. Zawsze byłam bardzo ambitna i gdy wracałam z turnieju na trening, pragnęłam gonić tych lepszych. Chciałam się rozwijać, stąd mobilizacji miałam zawsze pod dostatkiem.

Czy brak prawego przedramienia to dla tenisisty stołowego spory problem?

Różnica wagi między lewą a prawą stroną jest u mnie odczuwalna. Tenis stołowy należy do szybkich gier, w których ogromną rolę odgrywa balans ciała. Często nie ma czasu, by dobrze ustawić się na nogach, więc trzeba nadrabiać, wyginając ciało. Te dysproporcje w ciele działają niestety na moją niekorzyść. Dlatego od początku, żeby nadrobić brak przedramienia i grać na jak najwyższym poziomie, poświęciłam się treningom fizycznym. Chcę kreować grę w sposób wygodny dla mnie.

Wciąż wzbudza Pani sensację na zawodach z pełnosprawnymi sportowcami?

Przed laty rzeczywiście tak było, gdy mnie nikt nie znał. Teraz już zawodnicy mnie kojarzą, więc nie zwracają uwagi na to, że nie mam ręki. Czasami w nowym miejscu ktoś się zdziwi, ale to dużo rzadsze sytuacje. Te reakcje zawsze odbierałam obojętnie. Skupiałam się na swojej grze, natomiast to, co działo się poza stołem tenisowym, nie zwracało mojej uwagi.

Czy Natalia Partyka jest zawodniczką spełnioną?

Myślę, że tak. Gdybym dzisiaj miała kończyć karierę, byłabym z siebie zadowolona. Gdy spokojnie, z dystansem i bez emocji, spojrzę za siebie, widzę, że osiągnęłam wiele sukcesów, z których jestem dumna. Choć oczywiście zawsze można było zrobić coś więcej. Czasem trudno docenić pewne rzeczy, choć mam świadomość tego, co potrafię i do czego doszłam. Nie zamierzam jeszcze kończyć swojej przygody przy stole tenisowym.

Czego Pani zatem życzyć?

Przede wszystkim zdrowia, szczególnie w tych czasach pandemii. Kiedy zdrowie dopisze, o większość innych spraw można zadbać samemu. Poza tym formy i radości z gry, ponieważ wtedy będę mogła jeszcze długo i dobrze grać.•


Przygotowania Natalii Partyki do startów w Tokio odbywały się przy wsparciu marki Enea, której sportsmenka jest ambasadorką. Enea wspiera także Polski Związek Tenisa Stołowego, angażując się w popularyzację i promocję tej dyscypliny sportowej. Dzięki zaangażowaniu firmy oraz klubu KTS Enea Siarkopol Tarnobrzeg, w szkole podstawowej w Tarnobrzegu swoją działalność rozpoczęła pierwsza w tym regionie klasa sportowa tenisa stołowego

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy