Nie można być rodzicami na sposób abstrakcyjny. Istnieje opieka macierzyńska i opieka ojcowska. Ojciec i matka stanowią ważny czynnik rozwoju człowieka.
Oboje wnoszą w trud rodzicielski odmienne walory. Wkład ojców w rozwój dzieci jest jedyny i niczym niezastępowalny. Z danych naukowych wynika, że dzieci rozwijające się bez ojców pięciokrotnie bardziej ryzykują życie w ubóstwie i dopuszczanie się przestępstw, dziesięciokrotnie bardziej są skłonne porzucić szkołę i dwudziestokrotnie wzrasta w ich przypadku niebezpieczeństwo trafienia do więzienia. Dorastając, są o wiele bardziej narażone na trudności, ucieczki z domu bądź też na to, że przedwcześnie staną się rodzicami. Z tych powodów podstawy naszego społeczeństwa są osłabione (Raport dla prezydenta USA Baracka Obamy z 2014 r.). Wystarczy dołączyć dane statystyczne wskazujące na to, że aktualnie 40 proc. Amerykanów angielskojęzycznych, 50 proc. hiszpańskojęzycznych i 70 proc. Afroamerykanów jest wychowywanych przez samotne matki. To nie tylko wyzwanie moralne, ale wręcz interes społeczeństwa, by zapewnić dzieciom w pełni zaangażowanych w ich wychowanie ojców.
Nie ma więc przypadku w tym, że Bóg angażuje się w tę ważną i delikatną więź między ojcem a dzieckiem, korzystając z niej, by objawić człowiekowi samego siebie. „Kto mnie widzi, widzi także i Ojca” (J 14,8) – mówił Jezus. W udręczonej twarzy Zbawiciela widać pełne objawienie się Boga Ojca. Odwieczna miłość Ojca względem Syna w krzyżu przyjmuje wygląd miłosierdzia względem człowieka. Okazując nam miłosierdzie, Bóg Ojciec dotyka swą odwieczną miłością najboleśniejszych ran naszej ziemskiej egzystencji. Relacja między Bogiem a człowiekiem w postaci więzi Ojciec–syn wzbudza w człowieku nowe siły kochania. Jego gotowość do miłości wzrasta w miarę czucia się ogarnianym ojcowską miłością Boga. Dlatego że czuje się synem, może odkryć w sobie żywe złoża energii, aby być pełnym mężczyzną lub pełną kobietą, mężem lub żoną, ojcem lub matką, narzeczonym lub narzeczoną. Dlatego św. Jan woła: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec”. Miłość ojcowska jest nieraz trudniejsza do zauważenia. Ojcowie bywają powściągliwi w wylewności, mniej sentymentalni, choć mocno kochają. Fulton Sheen pisał: „Mama jeszcze od czasu do czasu napomknęła, że dobrze się spisałem, ale ojciec nie robił tego nigdy. Zapytałem kiedyś mamę, dlaczego tata mnie nie chwali. Odpowiedziała: »Nie chce cię zepsuć, ale chwali cię przed wszystkimi sąsiadami«”. Mój ojciec też bywał bardzo oszczędny w komplementach, nie schlebiał mi prawie nigdy ani nie wyrażał dumy z tego, co robię. Natomiast gdy leżał w szpitalu – opowiadała mi szefowa oddziału – brał nieraz „Gościa Niedzielnego”, otwierał rubrykę z moim komentarzem do czytań i mówił: „To mój syn”.
Świat nas nie zna – mówi św. Jan – bo nie poznał Ojca. Im bardziej dla ludzi ich ojciec jest nieobecny, tym bardziej nieobecny i odległy wydaje się Bóg i tym bardziej dojmujące słychać łkanie osieroconych serc wznoszące się, zazwyczaj nieświadomie, z tego świata do nieba. Nasz świat znowu czeka na Zbawiciela, który go wtajemniczy w jedyną i wyjątkową miłość Boga Ojca. Bo tylko ta miłość jest w stanie sprawić, by życie przestało boleć. By stało się odnalezione. „Zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy”.•