Myśl wyrachowana: Gdy Bóg człowieka obdarza, wdzięczny dziękuje, zgorzkniały się obraża.
Nie wiem, czy to nasza cecha narodowa, czy narodowo‑wyznaniowa, ale jakoś dużo wśród nas marudzenia. Tam, gdzie – jako katolicy – mamy powód się cieszyć, jęczymy, utyskujemy i podejrzewamy spisek. Klasyczny przykład to Komunia na rękę. Kościół dał nam możność uświęcić dotknięciem żywego Jezusa nie tylko usta, ale także dłonie, a wielu zamiast zalewać się łzami szczęścia, w ogóle o Jezusie nie myśli. Oni myślą o „profanacji” i wściekają się, a to na księży, którzy kładą Hostię na dłoni przyjmujących, a to na tych, którzy tak ją właśnie przyjmują. I tak, zamiast wzrostu w radości i wierze, ludzie fundują sobie zapiekłość i zgorzknienie.
Teraz znowu inna sprawa, mająca zresztą z tamtą pewien związek: papież Franciszek wprowadził zmianę w Kodeksie prawa kanonicznego, dając kobietom dostęp do posług lektoratu i akolitatu. Wiąże się to z „urzędowym” dopuszczeniem kobiet do czytania lekcji podczas Mszy św. i do rozdawania Komunii św.
I znowu słychać gniewne pomruki, bo niektórym się wydało, że to wstęp do święceń kapłańskich dla kobiet. To nieprawda, ale oni protestują, choć jedyny argument, jaki da się z tego wyłowić, jest taki, że „tego w Kościele nigdy nie było”.
I to fakt – nie było. Tylko co z tego? Od początku to w Kościele była Eucharystia. Ale na początku nie było świątyń, ornatów, czytań i jednolitych modlitw. Nie było parafii, ministrantów, organów. Nie było zakonów, diecezji, kurii, prałatów, infułatów. Wszystko, poza „łamaniem Chleba”, we wspólnocie wierzących było kiedyś pierwszy raz i przy każdym z tych razów ktoś mógłby się rzucać, że nie wolno nic zmieniać, bo „tego nie było”.
To, że nam się coś nie podoba, nie znaczy, że to jest złe. Po prostu nie byliśmy do tego przyzwyczajeni. Gdybyśmy jednak mieli pozostać w „bezpiecznej” przestrzeni tego, co zawsze było, bylibyśmy do tej pory – w najlepszym razie – judeochrześcijanami z wymogiem obrzezania.
Owszem, należy zadawać sobie pytanie, czy planowana zmiana jest zgodna z wolą Bożą. Jeśli jednak uprawnione władze Kościoła sprawę rozstrzygnęły, to trzeba się cieszyć, a nie marudzić. Duch Święty ma dla nas wciąż coś nowego i znów chce nas czegoś nauczyć i czymś pięknym obdarzyć. Możemy przyjąć i dziękować albo zamknąć się w kokonie swojej „racji” i pomstować na cały świat.
„I bądźcie wdzięczni!” – wzywa św. Paweł. Właśnie – wdzięczność. Zawsze są powody do dziękowania, tylko trzeba zacząć to robić.