Czy mury niespełna 40-letniego kościoła w miejskiej parafii mogą kryć XVII-wieczny skarb? Mieszkańcy parafii św. Józefa na Złotych Łanach już wiedzą, że tak. W niedzielę 8 listopada uroczyście wprowadzono tu relikwie św. Jozafata Kuncewicza, niedawno odnalezione na kościelnym strychu.
Jak mówił gość parafian na Złotych Łanach, duchowość pierwszych unitów - zarówno duchownych, jaki i świeckich - była bardzo słaba. Ludzie nie znali nauki Kościoła, rzadko uczestniczyli w nabożeństwach, okazyjnie przystępowali do sakramentów pokuty i Komunii Świętej. Tylko nieliczni widzieli potrzebę ożywienia wiary i pobożności.
- Wyświęcony na kapłana greckokatolickiego w 1609 roku Jozafat rzuca się w wir pracy apostolskiej. Głosi kazania, naucza katechizmu, spowiada, celebruje liturgię - opowiadał ks. Łychacz. - Mówiono, że z podziwem słuchali go nawet prawosławni, protestanci i żydzi. Z czasem awansował na przełożonego klasztoru, a 12 listopada 1618 r. udzielono mu święceń biskupich, wręczając nominację na biskupa pomocniczego archidiecezji połockiej. Wyrusza więc z Wilna do Połocka.
Jozafat rozpoczął porządkowanie życia swojej diecezji. Zaczął od duchownych. Położył mocny nacisk na edukację i formację kapłanów. Wymagał, by codziennie odmawiali brewiarz, regularnie przystępowali do spowiedzi; wprowadził codzienne Msze św. - co było nowością w obrządku wschodnim.
Parafianie modlą się przy relikwiach biskupa i męczennika - św. Jozafata.- Zaczyna wizytować parafie. Usuwa z beneficjów kościelnych pijaków czy duchownych dwużeńców, nawet trójżenców, którzy wbrew tradycji cerkiewnej, po śmierci żony brali drugą albo i trzecią żonę - kontynuował ks. Łychacz. - Ale jednocześnie wielu ludzi zdobywał pokorą. W pałacu arcybiskupim znalazł najmniejszą izbę i tam zamieszkał, jak zakonnik w celi. Robił wszystko, by zachęcić swoich braci do uznania zwierzchności papieża. Za jego zachętą i słowami poszło wielu, ale oczywiście nie spodobało się to wszystkim. Zaczęto przygotowywać zamachy i organizować protesty, ale biskup Jozafat nie dał się zastraszyć. Razem z braćmi bazylianami uroczyście zadeklarował przed Najświętszym Sakramentem, że nigdy nie porzuci swego zakonu i Kościoła. Za każdym razem powtarzał, że chce, aby wszyscy byli jedno w Chrystusie.
Duszpasterze sprawujący liturgię podczas wprowadzenia relikwii św. Jozafata do złotołańskiej świątyni.Działalność biskupa wzbudziła nienawiść u dyzunitów - przeciwników unii. Kiedy wyruszył na wizytację do Witebska, był świadom niebezpieczeństwa, które może go spotkać. Współpracownicy ostrzegali go, że udaje się tam na pewną śmierć. Miał im odpowiedzieć: "Daj Boże, abym ja przelał swą krew za zbłąkane owce, aby wszyscy się zbawili i przystąpili do poznania prawdy i wyznając świętą Jedność, zachowali wzajemną miłość".
- Kulminacją ataków na biskupa Jozafata były tragiczne wydarzenia z 12 listopada 1623 roku w Witebsku. Został tam napadnięty w swojej biskupiej siedzibie. W ruch poszły kije, siekiery, a potem broń palna - mówił ks. Adrian Łychacz. - Oprawcom nie wystarczyły tortury i śmierć biskupa. Postanowiono torturować jego zwłoki, które oprawcy wywlekli na podwórko. Tam strzelano do nich z samopałów, pluto i szarpano. Ostatecznie ciało biskupa wrzucono do rzeki, gdzie przebywało prawie tydzień. W końcu witebszczanie wyłowili je z rzeki Dźwiny i z wielką skruchą przewieźli do katedry w Połocku, gdzie cudownie zachowane, długo leżały omadlane przez tłumy wiernych.
Ciąg dalszy na następnej stronie.