Ci, którzy znali ją osobiście, zanim przywdziała strój zakonny, widzieli w niej zwykłą dziewczynę - miłą, grzeczną i pracowitą. Nazywała się też bardzo zwyczajnie: Helena Kowalska.
Ci, którzy znali ją osobiście, zanim przywdziała strój zakonny, widzieli w niej zwykłą dziewczynę - miłą, grzeczną i pracowitą. Nazywała się też bardzo zwyczajnie: Helena Kowalska. Przyszła na świat jako córka rolnika, dorabiającego stolarstwem we wsi Głogowiec pod Łodzią. Nie zdobyła wykształcenia, bo była potrzebna przy prowadzeniu domu. W wieku 16 lat poszła na służbę u zamożnych rodzin w Aleksandrowie i Łodzi, by zarobić na własne utrzymanie i pomóc rodzicom. Choć w tym czasie coraz wyraźniej odczuwa jakąś wewnętrzną potrzebę, by pójść za Jezusem, to rodzice nie wydają na to zgody, a Helena jest im posłuszna. Sytuacja zmienia się w lipcu 1924 roku, gdy uczestniczy z koleżankami w zabawie tanecznej, w łódzkim parku „Wenecja”. Doznaje wtedy czegoś niezwykłego – oto doznaje widzenia umęczonego Jezusa, który wyraźnie nakazuje jej wstąpić do zakonu. Wtedy po raz pierwszy robi coś bez zgody rodziców - udaje się do Warszawy i zaczyna szukać dla siebie wspólnoty. Ostatecznie jej kandydatura zostaje przyjęta w Zgromadzeniu Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy ul. Żytniej, ale sprawę komplikuje brak posagu. Ponieważ Heleny na niego nie stać, przez cały rok opiekuje się dziećmi Aldony i Samuela Lipszyców, znajomych proboszcza parafii św. Jakuba w Warszawie. Zarabia w ten sposób na skromną wyprawkę i 1 sierpnia 1925 roku zostaje przyjęta do Zgromadzenia, otrzymując imię Maria Faustyna. Na drodze swojego powołania trafia do różnych domów zakonnych, gdzie zajmuje się różnymi prostymi pracami: w kuchni, ogrodzie czy sklepie. I do 22 lutego 1931 roku może myśleć, że Chrystusowi, gdy ją w Łodzi wzywał do życia zakonnego, o takie jej życie, jakie prowadzi, chodziło. Jednak owa wspomniana data zmienia tutaj wszystko – naszej dzisiejszej patronce po raz pierwszy ukazuje się wtedy Jezus Miłosierny i zleca namalowanie swojego obrazu, ba, umieszczenie go nawet w kościele, co graniczy z niepodobieństwem, bo siostra Faustyna żyje przecież w klauzurze. W kolejnych latach, aż do roku 1938 dane jej będzie doznać ponad osiemdziesięciu takich objawień, podczas których otrzyma od Zbawiciela dokładne orędzie Miłosierdzia, stając się tego orędzia sekretarką. Orędzie to dokładnie spisane na kartach "Dzienniczka", po wielu perypetiach zwędruje w końcu na wszystkie kontynenty. Tak jak i namalowany według wskazówek siostry Faustyny obraz „Jezu ufam Tobie”, który znany jest na całym świecie. Oprócz „Dzienniczka” i obrazu pełni owego orędzia Miłosierdzia dopełniają także Koronka, Godzina Miłosierdzia, i święto Miłosierdzia Bożego, które weszły na stałe do Liturgii Kościoła. A wszystko to zasługa jednej skromnej zakonnicy, która w swojej wspólnocie przeżyła zaledwie 13 lat, zanim 5 października 1938 roku zmarła na gruźlicę. Święta siostra Faustyna zastanawiając się, skąd wzięła na to wszystko siły, napisała w swoim „Dzienniczku”: „Każdego poranka w czasie rozmyślania gotuję się do walki na cały dzień, a Komunia św. jest mi zapewnieniem, że zwyciężę. (…) Ten Chleb mocnych daje mi wszelką siłę do prowadzenia tego dzieła i mam odwagę do pełnienia wszystkiego, czego żąda Pan. Odwaga i moc, która jest we mnie, nie jest moja, ale Tego, który mieszka we mnie.”