To jest moje pierwsze publiczne wystąpienie "z twarzą" – mówi w nagraniu na YouTube Robert Fidura, osoba molestowana seksualnie w dzieciństwie.
Uświadomienie sobie, że to sprawca ponosi odpowiedzialność za to, co się wydarzyło, nie wymazuje jednak w cudowny sposób skutków tego zła. – We mnie jest strach przed podjęciem decyzji. Ja się cały czas czuję gorszy, brudny. Wydaje mi się, że jak wyjdę na ulicę, to wszyscy wiedzą, widzą, że jestem ofiarą, że jestem gorszy, że jestem nie taki jak wszyscy pozostali dookoła – wyznaje. Lęk przed byciem ponownie skrzywdzonym prowadzi do tego, że jedyną formą zabezpieczenia się jest niedopuszczanie do siebie innych ludzi. – Nie lubię sytuacji zupełnie nowych dla mnie, wszystko co nowe, inne budzi we mnie lęk, bo nie wiem, jakie ten człowiek na przykład ma intencje. Poznawanie ludzi to jest swego rodzaju koszmar. Tamte wydarzenia powodują ogromną niepewność: a może jednak? Więc lepiej postawić mur – dodaje. Tłumaczy też, że jest w nim wciąż strach przed innymi księżmi. Bo nawet, gdy któryś próbuje mu pomóc, to specyficzny kościelny język, słownictwo, którym się posługuje, nagle przypomina mu tego, który go skrzywdził. Dla niektórych osób molestowanych przez duchownych już sam widok sutanny budzi lęk i obawę przed powrotem obrazów przeszłych wydarzeń. – Sutanna na mnie w ten sposób nie działa – mówi Robert, wyjaśniając, że jego "detonatorami" są dwie rzeczy: zapach tych perfum, których używał sprawca i sposób, w jaki unosił patenę i kielich podczas doksologii. – Każdy kapłan chleb i wino podnosi nieco inaczej – trochę wyżej, szerzej. Ten "mój" robił to bardzo charakterystycznie. Po parunastu latach pojechałem do innego kościoła i tamten ksiądz, odprawiając, zrobił to dokładnie tak samo. Ja mrugnąłem oczami i przeniosłem się do tamtego kościoła, mojego parafialnego, a za ołtarzem stał on... Szybciej wychodziłem z kościoła, jak do niego wcześniej wchodziłem – mówi. Ma świadomość, że dla obserwatorów obok to zachowanie jest irracjonalne. Bo jak mogliby zrozumieć w takiej sytuacji mężczyznę, który nagle wybiega z kościoła i zaczyna płakać. – Pewnie patrzyli na mnie jak na kompletnego idiotę. Ale ja nie potrafiłem się pohamować. To jest detonacja: ułamek sekundy i wracasz do tamtego – mówi.