Duchowa pociecha przychodzi nie wtedy, gdy jej oczekujesz, lecz wówczas, gdy przestajesz myśleć o sobie.
Andrzej, mężczyzna po czterdziestce, długo zmagał się z własnym sumieniem. Czuł, że w jego relacji z Bogiem coś jest nie w porządku. Na zewnątrz wszystko wyglądało dobrze, ale gdzieś głęboko w środku pozostały obszary jakiejś nieszczerości. Tłumaczył sobie, że przecież nie musi wszystkiego odsłaniać, że Bóg nie jest buchalterem i nie wymaga szczegółowych raportów z życia wewnętrznego. Uspokajał się w ten sposób, pocieszał się, że to pewnie skrupuły, ale to słabo działało. Kiedyś pojechał na rekolekcje. Myślał, że to będzie dla niego strefa duchowego spokoju, ale się przeliczył. Wewnętrzny dyskomfort, zamiast zniknąć, wzmógł się. W ostatnim dniu rekolekcji Andrzej obudził się z poczuciem, że dalej tak nie może być, ale nie wiedział, co zrobić. Gdy słuchał porannej konferencji, nagle przyszło mu do głowy, że powinien poprosić rekolekcjonistę o rozmowę. Po skończonej nauce zapukał do pokoju zakonnika. Tamten, po wysłuchaniu zaledwie kilku zdań, powiedział: „To chyba będzie spowiedź”. I była. – Zdobyłem się wtedy na wyciągnięcie wszystkich bolesnych rzeczy z samego dna duszy i rzucenie ich pod nogi Jezusowi – opowiada Andrzej. Pamięta, że gdy wyszedł po spowiedzi, czuł ulgę, ale wciąż była w nim obawa, że tamto wróci. Ale pół godziny później była Msza na zakończenie rekolekcji. Zaraz po jej rozpoczęciu nieoczekiwanie spłynął na niego głęboki pokój. – Miałem wrażenie, że czytania z tego dnia były przygotowane specjalnie dla mnie. Każde słowo odbijało się w duszy i rezonowało wdzięcznością. Przyszła radość, której się zupełnie nie spodziewałem. Zalewały mnie wręcz fale radości. Gdy przyjąłem Komunię, ukląkłem i musiałem zasłonić twarz. Nie chciałem, żeby ktoś widział, jak płaczę. Łzy lały mi się po policzkach, a ja miałem wrażenie, że wraz z nimi wypłukuje się ze mnie osad grzechu. Nie umiałem powstrzymać tego płaczu, ale też nie chciałem. To było dobre. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że otrzymałem dar łez, który znamionuje duchowe pocieszenie. Wtedy moje życie trwale się zmieniło – wspomina.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.