Wincenty Lewoniuk, lat 25, żonaty. Człowiek pobożny i cieszący się uznaniem u ludzi. Jako pierwszy oddał życie w obronie świątyni.
Wincenty Lewoniuk, lat 25, żonaty. Człowiek pobożny i cieszący się uznaniem u ludzi. Jako pierwszy oddał życie w obronie świątyni. Daniel Karmasz, lat 48, żonaty. Jego syn mówił, że ojciec był człowiekiem religijnym. Jako przewodniczący bractwa podczas obrony kościoła stanął na czele z krzyżem, który do dzisiaj jest przechowywany w Pratulinie. Łukasz Bojko, lat 22, kawaler. Brat zaświadczył, że Łukasz był człowiekiem szlachetnym, religijnym i cieszył się dobrą opinią wśród ludzi. W czasie obrony świątyni bił w dzwony. Konstanty Bojko, lat 49, żonaty. Był ubogim rolnikiem i sprawiedliwym człowiekiem. Konstanty Łukaszuk, lat 45, żonaty. Był uczciwym człowiekiem, szanowanym przez ludzi. W wyniku otrzymanych ran zmarł następnego dnia, zostawiając żonę i siedmioro dzieci. Bartłomiej Osypiuk, lat 30, żonaty z Natalią, tato dwojga dzieci. Cieszył się szacunkiem mieszkańców. Był roztropny i pobożny. Śmiertelnie ranionego przewieziono go do domu, gdzie zmarł modląc się za prześladowców. Anicet Hryciuk, lat 19, kawaler. Był młodzieńcem dobrym, pobożnym i kochającym Kościół. Idąc do Pratulina z żywnością dla obrońców, powiedział do matki: "Może i ja będę godny, że mnie zabiją za wiarę". Zginął przy świątyni w godzinach popołudniowych. Filip Kiryluk, lat 44, żonaty. Wnuk zaświadczył, że miał opinię troskliwego ojca, dobrego i pobożnego człowieka. Zachęcał innych do wytrwania przy świątyni i sam oddał życie za wiarę. Ignacy Frańczuk, lat 50, żonaty z Heleną. Miał siedmioro dzieci. Syn mówił, że ojciec starał się wychowywać dzieci w bojaźni Bożej. Wierność Bogu przedkładał nad wszystko. Idąc do Pratulina założył odświętne ubranie i ze wszystkimi się pożegnał, przeczuwając, że już nie wróci. Po śmierci Daniela podniósł krzyż i stanął na czele broniących świątyni. Jan Andrzejuk, lat 26, żonaty z Mariną, miał dwóch synów. Pełnił funkcję kantora w parafii. Odchodząc do Pratulina żegnał się ze wszystkimi, jakby to miało być ostatnie pożegnanie. Ciężko ranny przy kościele, został przewieziony do domu, gdzie niebawem zasnął w Panu. Maksym Gawryluk, lat 34, żonaty z Dominiką. Cieszył się opinią dobrego i uczciwego człowieka. Onufry Wasyluk, lat 21, praktykujący katolik, uczciwy i szanowany w swojej miejscowości człowiek. I na koniec jeszcze jeden 21-latek, Michał Wawryszuk. Robotny, chwalony za swoją pracę. Ciężko ranny przy kościele, zmarł następnego dnia w domu. W sumie 13 prostych chłopów z Podlasia, którzy przyszli wraz z innymi mieszkańcami Pratulina i zagrodzili swoimi ciałami wejście do ich parafialnego kościoła. Na przeciwko nich byli kozacy, był carski naczelnik powiatu, Kutanin, oraz nowy proboszcz z carskiego nadania, który miał za zadanie zerwać liturgiczną łączność tej parafii z Rzymem i uczynić ją prawosławną. Czy warto dla czegoś takiego narażać swoje życie? A oni, 13 męczenników z Pratulina, dzisiejsi patroni, nie tylko je narazili, ale wręcz oddali. Zamiast walczyć bowiem uklęknęli i ginęli od razów bagnetów, śpiewając "Święty Boże, Święty Mocny". 180 rannych i 13 zabitych, taka była cena objęcia przez nowego proboszcza swojej parafii. Jego imię zostało wymazane z pamięci, ale data krwawego objęcia urzędu już nie. Kiedy to się stało? 24 stycznia 1874 roku w Pratulinie.