USA nie będą tolerować działań Iranu, które narażają Amerykanów na niebezpieczeństwo - oświadczył w niedzielę sekretarz stanu Mike Pompeo po przeprowadzeniu przez armię USA w Iraku i Syrii nalotów wymierzonych w milicję Kataib Hezbollah, wspieraną przez Teheran.
Jak przekazał w niedzielę Pentagon, amerykańskie siły powietrzne przeprowadziły w Iraku i Syrii naloty wymierzone w milicję Kataib Hezbollah. Celem ataków były trzy miejsca w Iraku i dwa w Syrii. Według szyickiej koalicji Ludowych Sił Mobilizacyjnych zginęło w nich co najmniej 19 osób.
USA uważają, że Kataib Hezbollah stoi za piątkowym atakiem rakietowym na bazę wojskową w pobliżu miasta Kirkuk na północy Iraku. Zginął w nim cywilny pracownik amerykańskiej misji wojskowej, a sześć osób zostało rannych.
Iracki Kataib Hezbollah, działający niezależnie od libańskiej grupy Hezbollah, wchodzi w skład Ludowych Sił Mobilizacyjnych, wspieranej przez Iran szyickiej koalicji.
Po nalotach Pompeo oraz szef Pentagonu Mark Esper polecieli na Florydę, gdzie poinformowali o szczegółach ataków prezydenta USA Donalda Trumpa.
"Ataki zakończyły się sukcesem (...) W razie konieczności podejmiemy kolejne działania w obronie własnej" - powiedział szef Pentagonu.
Zgodnie z relacją Espera podczas spotkania z prezydentem omawiano "inne dostępne opcje", by opowiedzieć Iranowi. Według Pompeo amerykańskie naloty były "stanowczą odpowiedzią", która pokazuje, że Stany Zjednoczone "nie będą tolerować, by Iran podejmował działania, które narażają Amerykanów i Amerykanki na niebezpieczeństwo".
Zadowolenie z nalotów USA wyraził w niedzielę w komentarzu redakcyjnym "Wall Street Journal". "To najwyższy czas. Prezydent Trump, po licznych atakach na amerykańskie bazy i sojuszników, w końcu wyraził zgodę na wojskową odpowiedź wobec sprzymierzonych z Iranem milicji w Iraku i Syrii" - ocenia ten dziennik. Dodaje, że przywódca USA powinien być "przygotowany do zrobienia więcej, jeśli Irańczycy zdecydują się na eskalację".