Świat to niewielka scena, na której zmieniają się tylko teatralne rekwizyty. Powtarzają się zaś typy ludzkie. I kontury sytuacji, te też się powtarzają. No właśnie… Czytam ja ci stary, bardzo stary felieton legendarnego felietonisty „Tygodnika Powszechnego” Stefana Kisielewskiego, czyli Kisiela zamieszczony w tomie „Lata pozłacane, lata szare” i…
Na pewno znacie to z dzisiejszych mediów, ale posłuchajcie, jak to brzmiało w roku 1945. Oto ortodoksyjny wówczas marksista, później znany teatrolog, Jan Kott zaatakował publicystów „letnich” i „nijakich”. Zarzucił im oportunizm, brak bojowości, cytował Ewangelię, „że nie są >>oni ani zimni, ani gorący jeno letni<<” . Miał przy tym Kott na myśli tych wszystkich publicystów, którzy nie podzielali lansowanych wówczas przez lewicę tak bardzo nowoczesnych teorii literackich wywodzących się z marksizmu. I konkludował Kisiel: „jak z tego widać ci, którzy się sprzeciwiają, są według Kotta >>letni<< i oportunistyczni, ci zaś co głoszą prawdy popierane, mile widziane i pożądane – są rewolucyjni i bojowi”. I dalej sarkastycznie kpi Kisiel: „Cóż mi to za rewolucjonista, któremu nie potrzeba – odwagi, obrazoburca – mile widziany, świętokradca – legalny i uświęcony, polemista, który w każdej polemice ma na zakończenie nieodparty i miażdżący epitet – po prostu nazwie przeciwnika >>reakcjonistą<<. /…/ Epitet miast argumentu, zatykanie gęby przeciwnikowi miast dyskusji, wmawianie, że istnieją tylko dwa stanowiska, z których drugie musi być potępione – oto cechy /…/ publicystów, którzy reprezentują nieznaną dotąd na naszym terenie ciasnotę i jednopłaszczyznowość myślenia, czyniącą każdą z ich wypowiedzi na każdy temat demonstrację tego samego niezbyt urozmaiconego schematu pojęciowo-dialektycznego”. Tyle Kisiel. Otóż gdybym miał opisać sytuację w Polsce Anno Domini 2019 to co bym w opisie konturów sytuacji zmienił? Po pierwsze – postawę łączącą ciasnotę i jednopłaszczyznowość poglądów nie można już dzisiaj określać jako „nieznaną dotąd na naszym terenie”, ale zaledwie jako „dawno niespotykaną na naszym terenie”. Po drugie - no cóż, Ewangelia dzisiaj jakoś niespecjalnie na salonach w modzie, więc w miejsce Ewangelii („A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” Apokalipsa 3, 15n) pojawia się cytat z Dantego Alighieri: „Najmroczniejsze czeluście piekieł zarezerwowane są dla tych, którzy zdecydowali się na neutralność w dobie kryzysu moralnego”… Nie oznacza to, rzecz jasna, jakiejś realnej fascynacji Renesansem wśród walczących ze Średniowieczem szermierzy postępu. Nie, cytat z Dantego rozpropagowała całkiem niedawno sensacyjna powieść Dana Browna „Inferno” i stąd bierze się pewnie niezwykła popularność fragmentu „Boskiej komedii” autorstwa florenckiego klasyka. I jeszcze może zmieniło się to, że pojęciową-dialektykę marksizmu, który był znakiem postępu nie tylko w Polsce ale w całej zachodniej Europie w roku 1945, a nawet jeszcze długo, długo później, zastąpił wachlarz pojęć jak cepy, ale za to pojęć bardzo, bardzo już nie tylko nowoczesnych, ale nawet ponowoczesnych. A reszta diagnozy Kisiela z roku 1945? Reszta w zasadzie może być podana bez zmian. Powstaje pytanie: jeżeli pewne stałe wektory, kontury rzeczywistości pozostają niezmienne, to po cóż o nich w ogóle pisać? Może wystarczy po prostu przepisywać stare, oczywiste diagnozy i prognozy? No cóż – odpowiem może nie wprost, ale dykteryjką. Jeden z moich ulubionych autorów, Umberto Eco tak opisał spotkanie z jednym z moich ulubionych socjologów, Ervingiem Goffmanem: „Uznanie czegoś oczywistego za rzecz nową, wymyśloną dzięki boskiemu objawieniu świadczy o świeżości umysłu, entuzjastycznym podejściu do życia i niespodzianek, jakie niesie, o umiłowaniu myśli — choćby nie największej. Nigdy nie zapomnę pierwszego spotkania z wielkim człowiekiem, jakim był Erving Goffman. Podziwiałem go i kochałem za geniusz i głębię spojrzenia, pozwalającą mu gromadzić i opisywać najbardziej nikłe odcienie zachowań społecznych, za umiejętność wyłuskiwania najmniej widocznych cech, które uchodziły uwadze innych. Siedzieliśmy przy stoliku przed kawiarnią i po chwili, patrząc na ulicę, Goffman powiedział: >>Wiesz, wydaje mi się, że w miastach jest już za dużo samochodów<<. Być może nigdy nie przyszło mu to do głowy, gdyż zastanawiał się nad znacznie ważniejszymi rzeczami; nagle doznał olśnienia i miał umysł na tyle świeży, że je wyjawił. Ja, mały snob, zatruty lekturą >>Niewczesnych rozważań<< Nietzschego, nie wykrztusiłbym tego z siebie, nawet gdyby przyszło mi do głowy” (Umberto Eco, Zapiski na pudełku od zapałek, przeł. Adam Szymanowski, Poznań 1993, s.123–124). Niekiedy poszukiwanie rozwiązań oryginalnych przeszkadza w dostrzeżeniu rozwiązań trafnych, widocznych jak słoń na środku pokoju. Innymi słowy – nie obawiajmy się diagnoz oczywistych tylko dlatego, że nie są nowe.