Zabawa na dworze? O tej porze? Nie ma mowy. Jeszcze się przeziębisz i umrzesz. A w dodatku zaraz obok jest ulica – z pewnością przejedzie cię jakiś samochód.
Zresztą na podwórku są zarazki, kreci się mnóstwo rzezimieszków, a twoi koledzy mogą mieć na ciebie zły wpływ. Nigdzie nie pójdziesz.
Wbrew pozorom to nie czarna komedia, ale realia wielu naszych domów. Oczywiście, może nie na taką skalę i nie w tak przerysowanej postaci, jednak nadopiekuńczy, przewrażliwieni na punkcie swego dziecka rodzice są, byli i niestety będą. Lepsze to – powie ktoś – niż dzieci zaniedbane i pozostawione samopas. W rzeczywistości jednak trudno ocenić, na ile faktycznie lepsze, a na ile gorsze. Z pewnością jednak nie mniej szkodliwe, choć negatywne skutki zazwyczaj objawiają się w życiu naszych pociech nieco inaczej. Nadopiekuńczość jest bowiem rodzajem toksycznej interakcji, która nie tylko frustruje dziecko, ale też poważnie obciąża jego psychikę, na wiele sposobów warunkując przyszłe, dorosłe życie. Pomijam w tej chwili proste, bezpośrednie konsekwencje w postaci alienacji ze środowiska rówieśniczego i poczucia wyobcowania, które często skutkują tym, że przeopiekowane i skrupulatnie chronione przed wszelkim możliwym – faktycznym bądź wydumanym – zagrożeniem dzieci, zamieniają się niejednokrotnie w dziwacznych odludków. Nie potrafią nawiązywać swobodnych, spontanicznych relacji i najczęściej przesiadują w domu. Czasami, próbując wyrwać się z pułapki zalewającej je rodzicielskiej troski, konfliktują się z rodzicami i uciekają w świat równoległy – nie zawsze tylko rówieśniczy; coraz częściej także sztucznie wykreowany, wirtualny. Zazwyczaj jednak nadmierna troska rodziców silnie podważa dziecięcą potrzebę autonomii i kompetencji. Dzieci podlegające presji nadopiekuńczości nie potrafią nabyć wielu koniecznych dla ich spójnego rozwoju umiejętności – w ich pozyskiwaniu wyręczają ich bowiem rodzice. Zazwyczaj po okresie mniej lub bardziej wyrazistego oporu, dzieci przestają szukać swojej autonomii i ulegają trwożliwej presji opiekunów. Do pewnego stopnie jest to nawet wygodne – zostają bowiem zwolnione z wielu mniejszych lub większych odpowiedzialności. Sęk w tym, że równocześnie narasta w nich pogłębiające się z dnia na dzień poczucie niekompetencji i bezradności, które sprawiają, że ich samodzielne funkcjonowanie staje się coraz bardziej problematyczne. Jeżeli do tego dojdzie jeszcze negatywny, snujący się i wietrzący ciągłą klęską pesymizm niektórych rodziców, niebezpieczeństwo rzeczywiście zaczyna czyhać za każdym rogiem. Przynajmniej takie przekonanie utrwala się w dziecięcej świadomości. I chociaż niektórzy rodzice często wolą raczej przewidywać porażkę niż sukces i wieszczyć klęskę głównie po to, żeby oszczędzić dziecku rozczarowań, to jednak ich postawa w żaden sposób nie pomaga w oswajaniu się z trudnymi realiami dzisiejszego świata. Wręcz przeciwnie, pesymizm dorosłych, podobnie jak nadopiekuńczość biorą się raczej z ich przetrwałych lęków i ostatecznie gruntują w dziecku lękowe, asekuracyjne i nieporadne zachowanie. W przyszłości takie dziecko będzie nierzadko funkcjonowało w nadmiarowej zależności od innych lub też z silnym poczuciem przytłoczenia smutnym, zagrażającym światem. Pesymizm rodziców udziela się zazwyczaj ich pociechom i sprawia, że z obawy przed popełnianiem błędów będą one w życiu dorosłym asekuracyjne, trwożliwe i stroniące od jakiegokolwiek ryzyka. Nie będzie to jednak miało nic wspólnego z rozsądkiem i dojrzałością. Przeciwnie – ich zachowawcza postawa stanie się raczej formą zabezpieczania się na wypadek nieuchronnie nadchodzącej porażki i próbą profilaktycznego zminimalizowania bólu w sytuacji rozczarowania, które nieuchronnie musi nastąpić. Ostatecznie, niejednokrotnie tak właśnie się stanie. Nadopiekuńczość i pesymizm w jakiś przedziwny sposób ściągają na swe ofiary to, co zapowiadają. Nie wzmacniają bowiem zasobów siły, ale przyczyniają się do ukształtowania w człowieku poczucia bezradności i zagrażającego mu, niepokojącego obrazu złego świata. W takim sensie są więc nie tylko nieludzkie, ale też niebiblijne – sprzeczne z ideą troszczącej się o człowieka Bożej opatrzności. Nie warto więc ich praktykować – zwłaszcza w stosunku do podarowanych nam przez Boga dzieci.
Kup w naszym sklepie