Podobno królowie tuż przed śmiercią kazali sobie i, żegnającym ich, podawać najlepsze wina przechowywane na czarną godzinę. Po ciężkim życiu na tę „najpiękniejszą chwilę życia” jak powiedział wiele lat po nich błogosławiony Pier Georgio Frassati, chcieli się ucieszyć dobrym trunkiem, który nawet wtedy, musiał choć na sekundę pobudzić krążenie krwi, dodać animuszu i fantazji.
Patronką dobrej śmierci jest moja osobista patronka, o której zwykle robi się głośno czwartego grudnia każdego roku. Wielikomuczenica Warwara, Święta Barbara, żyjąca w III w n. e., męczenniczka za wiarę czczona też przez prawosławnych. W Kijowie widziałam przy jej relikwiach spore grupy modlących się, choć do końca nie jest pewne, że jej szczątki doczesne spoczywają właśnie tam, ale co bardziej prawdopodobne – w Burano pod Wenecją. Jednak każde miejsce jest dobre, żeby pomyśleć o swojej świętej.
Świętą Barbarę czczą jako patronkę dobrej śmierci narażeni na nagłą śmierć. Chciałoby się powiedzieć – to znaczy my wszyscy. Ale wśród tych, którzy odwołują się do Jej pomocy są przede wszystkim strażacy, hutnicy, marynarze, rybacy, saperzy, żołnierze, kamieniarze, więźniowie i przede wszystkim - górnicy. Tradycja mówi, że św. Barbara uciekła przed chcącym ją zabić ojcem i schroniła się w skale, która w cudowny sposób otworzyła się przed nią. W głębinach kopalń ta piękna kobieta, która oddała życie za wiarę, nieraz musi otwierać górnikom skały, ocalając ich przed wypadkami i wybuchami.
Na naszym Górnym Śląsku 150 lat temu powstawały kopalnie a razem z nimi orkiestry górnicze. Kiedy niedawno pisałam o Orkiestrze KWK „Murcki-Staszic”, kierowanej od 1993 r. przez Grzegorza Mierzwińskiego, pomyślałam, że każdy z tych zespołów górniczych, był takim dobrym winem podawanym górnikowi na wypadek śmierci. Piękna, nie dająca spokoju sercu i uszom, mocna muzyka, towarzyszyła świętowaniu górniczemu, ale i uroczystościom żałobnym, kiedy fedrujących pod ziemią trzeba było odprowadzać na wieczną szychtę. Dzisiaj obok „Cóż Ci, Jezu, damy” i „Pod Twą obronę”, trzy przykopalniane zespoły, którymi dyryguje Grzegorz Mierzwiński, grają „Szła dzieweczka” i „Pij, bracie, pij”, oddając w muzyce całą gamę odcieni codzienności.
Kapelmistrz KWK „Murcki-Staszic” 4 grudnia z czterdziestoosobową orkiestrą dętą zaczyna dzień tzw. pobudkami. Przed szóstą rano w Katowicach gra marsza pod oknem arcybiskupa seniora Damiana Zimonia, i jeszcze „Sto lat” i na koniec „Glück auf” czyli „Szczęść Boże. Później idą budzić arcybiskupa metropolitę Wiktora Skworca, bo, jak mówią, młodszy musi dłużej pospać. A już w następnej kolejności grają w cechowni swojej kopalni i kościołach w dzielnicy Giszowiec. Oprócz biskupów budzą też na piękno mieszkańców terenów około-katedralnych w Katowicach i wszystkich, którzy chcą ich posłuchać. Bo przecież „jest w orkiestrach dętych jakaś siła” jak śpiewała Halina Kunicka. I do dziś słuchając ich czuć moc zawodu górnika, którego pozostają wizytówką.
Barbara Gruszka-Zych.