Tym dzisiejszym felietonem, do wysłuchania, którego serdecznie zapraszam, chcę przywołać raz jeszcze ten fragment łukaszowej Ewangelii, którego słuchaliśmy w kościołach w minioną - ostatnią niedzielę roku liturgicznego, naznaczoną wizerunkiem Chrystusa, Króla Wszechświata.
I nie o królewskość czy królowanie Chrystusa mi chodzi, a o opis tamtego czasu i tamtych zachowań. Za każdym razem, ilekroć czytałem ten fragment, a czytałem go kilka razy dochodziłem do coraz mocniejszego przekonania, że od tamtych czasów, to nic tak specjalnie się nie zmieniło.
Od św. Łukasza dowiadujemy się, że członkowie Wysokiej Rady drwili z Ukrzyżowanego, rzymscy żołnierze szydzili z Niego, nawet współukrzyżowany Mu urągał, no i ten napis nad Jego głową kipiący cynizmem.
Drwina, szyderstwo, kpina, cynizm i podśmiechiwanie. Tym nasycony był tamten czas. Przypomnijmy sobie, drwina, to złośliwe, lekceważące słowa lub żarty, wyśmianie w sposób dotkliwy czyichś poglądów, zachowań lub obyczajów, z reguły mające na celu pogardzenie kimś i wywyższenie się ponad niego. A szyderstwo to drwiący stosunek do kogoś, czegoś, nacechowany dodatkowo lekceważeniem lub pogardą. A szyderstwo to drwiący stosunek do kogoś, czegoś, nacechowany dodatkowo lekceważeniem lub pogardą.
Rozejrzyjmy się wokół. Przecież dziś wyszydzić, zakpić i wyśmiać można wszystkich i wszystko, nawet świętości cudze i własne. I tak się dzieje. Nasze rozmowy, prywatne i publiczne i to na każdym poziomie towarzystwa od dzieciaków po VIP-ów aż kipią złośliwością, lekceważącym słowem i językiem, drwiną i podśmiechiwaniem. Przesadzam?
Pytanie jednak tylko, po co? Aby pokazać swoją wyższość? Z potrzeby zdyskredytowania i zniszczenia drugiego? Aby odreagować na kimś swoje kompleksy i frustracje? A może to po prostu z bezradności i bezsilności wobec samych siebie i otaczającej nas rzeczywistości?
I tak, jak wtedy, tak i dziś, tak się zachowują i postępują, i obcy i swoi, co więcej nie widząc już w tym nic złego czy zdrożnego.
Jak dla mnie, to widać tu jeszcze inne podobieństwo. To, co o Jezusie złego mówiono, o co oskarżano, w jakim świetle Go pokazywano było efektem, skutkiem celowego i zamierzonego podburzania, sugerowania, podjudzania, negatywnego kreowania Jego wizerunku z wykorzystaniem ówczesnych wpływów i zależności. I przyniosło to pożądany skutek, nie liczyły się już racjonale argumenty Piłata, nawet Barabasz okazał się bliższy niż Ten, który nie tak dawano rozmnażał chleb.
Czyż dziś nie jest podobnie? Bardzo łatwo przychodzi nam przemyślanie wykorzystując dzisiejsze możliwości i przeróżne zależności wykreować nieprzyjazny wizerunek, postawić w złym świetle, zdyskredytować, przerysować obraz, zasiać wątpliwość. I tak jak wtedy, nie przekonują już racjonalne argumenty, a i o dobru łatwo przychodzi zapomnieć.
Nie tak dawno jeszcze było hosanna i płaszcze pod nogami, a teraz precz i ukrzyżuj. Wystarczyła prowokacja, podpuszczenie, zmultiplikowany hejt, powiedzielibyśmy dziś.
A czy dziś jest inaczej? I co gorsza z naszym udziałem, bo przecież bardzo łatwo przychodzi nam, uwierzyć, poddać obiegowej opinii, nawet przystać do tych, którym tak łatwo przychodzi wyśmiać i wykpić, okazać lekceważenie i pogardę.
Jeśli widzę wspólny mianownik między tamtymi, a dzisiejszymi czasami, to jest nim cynizm. Innymi słowy brak skrupułów, fałszywość, dwulicowość, wyrafinowanie, dezinformacja. A może trzeba by mocniej. Dziś to makiawelizm zdaje się świecić triumfy. A jak podpowiada nam definicja, to cecha osobowości, polegająca m.in. na instrumentalnym traktowaniu innych i chłodnych relacjach interpersonalnych. Osoby z tą cechą często manipulują innymi, chcąc osiągnąć zyski tylko dla siebie.
Nasze życie u każdego jest inne. Podejmujemy decyzje, które nie rzadko okazują się błędne, nie trafione, ale czy to znaczy, że mamy być wykpieni, czy wyszydzeni?, albo sami innych wyśmiewać i wykpiwać?
No i jeszcze jedno podobieństwo – to milczenie. Tamtejszy tłum stał milcząco przyglądał się temu, co się dzieje. Stał i patrzył – wystraszony, niezdecydowany, jakby to wszystko go przerosło. I z nami bywa zupełnie podobnie. Wobec rosnącego hejtu, panoszącego się cynizmu i powszechnej już logiki makiawelizmu też jak tamci, stoimy milczący, wystraszeni, niezdecydowani.
Co więc robić? Niby niewiele, nic szczególnego, tylko pójść śladem tego drugiego współkrzyżowanego. Tylko on jeden wziął Jezusa w obronę: On nic złego nie uczynił. Odezwał się, zabrał głos, sprzeciwił.
Czy było warto? Wydawać by się mogło, że nie. Przecież i tak niczego to zmieniło. Być może nawet nikt na jego słowa nie zwrócił uwagi.
A jednak... było warto. Wystarczyło tylko to jedno jego zdanie, a do dziś po nim go rozpoznajemy nazywając dobrym łotrem. Naprawdę zawsze warto, tak jak on się odezwać, zabrać głos, nawet gdyby miał być, jak jego samotny.