Przypomnę, że w niedzielę słyszeliśmy o zagubionej owcy, jednej ze stu, i o zagubionej drachmie, dla nas mniej więcej złotówce.
I kiedy przygotowywałem się do niedzielnego słowa znalazłem taką opowiastkę: Pewien góral pasł sobie swoje owieczki na hali, gdy jakiś przygodny turysta - żądny poznania świata - zagadnął go - Widzę gazdo, że macie piękne stadko owiec; czy mogę was o coś zapytać? - A pytajcie - odpowiedział gazda.- Ile kilometrów dziennie robią wasze owce? - Które - białe czy czarne? - Białe. - Białe robią mniej więcej trzy kilometry. - A czarne? - Czarne tyle samo. - A ile trawy zjadają dziennie wasze owce? - Które - białe czy czarne? - Białe. - Białe żrą mniej więcej dwa kilo dziennie. - A czarne? - Czarne tak samo. - A ile wełny dają rocznie wasze owce? - Które - białe czy czarne? - Białe. - Myślę, że białe dają około trzy kilo wełny rocznie. - A czarne? - Czarne tyle samo. Turysta był wielce skonfundowany; chcąc rozwiać swoje zakłopotanie, postawił góralowi jeszcze jedno pytanie: - Czemu to gazdo, przy każdy pytaniu dzielicie te swoje owce na białe i czarne?- To zwyczajna sprawa - odparł góral - musi pan wiedzieć, że białe należą do mnie: - No tak. . . a czarne? - Czarne też! - powiedział owczarz.
Nie wiem czemu, ale jakoś tak łatwo przychodzi nam zaliczanie jednych spośród nas do czarnych, a siebie oczywiście do białych owiec. Lubimy wrzucać innych do worka z łatką: ten czarny, a siebie z napisem: biały. A każdy nas, pewno już nie raz pogubił się w życiu. A pogubić się w dzisiejszym świecie jest wyjątkowo łatwo, chyba jak nigdy dotąd, o czym pewno wiemy z własnego, niejednego doświadczenia. Wszyscy kiedyś się pogubiliśmy i jeszcze pewno pogubimy, jak ta owca czy drachma, ale też wszyscy, tak biali jak i czarni, należymy do jednego stada, grona, społeczeństwa, Kościoła. I bez tych, których tak łatwo szufladkujemy, jako czarnych, to stado, grono, społeczeństwo i Kościół byłyby i będą nie pełne, nie kompletne. To tak jak z tymi cenami, np. 8,99. Bez tego grosika, to już nie 9, a tylko 8,99. Niby tylko grosik, a jaki ważny.
Pan Jezus dobrze rozumie, że można się zgubić, jest wyrozumiały i dlatego gotów jest szukać, tak długo aż znajdzie. A między nami wyrozumiałości, jak na lekarstwo. Może to dlatego, że słowo wyrozumiałość pochodzi od rozumienia? A my nie umiemy, albo po prostu nie chcemy rozumieć?
I jeszcze jedno. Otóż, czym innym jest zgubienie się, a czym innym schowanie. I nie wiem, czego w nas jest więcej gubienia się czy chowania przed Panem Bogiem, przed samym i sobą nawzajem za modą, przepisami, urzędem, władzą, funkcją, czy świętą racją?
Poniedziałkowa Ewangelia zaś przypomniała nam, jak to pewien setnik wysłał starszyznę żydowską z prośbą, żeby przyszedł i uzdrowił mu sługę. Ci zjawili się u Jezusa i prosili Go usilnie: "Godzien jest, żebyś mu to wyświadczył, mówili, kocha, bowiem nasz naród i sam zbudował nam synagogę".
Setnik, dowódca oddziału rzymskiej armii, pewno sam rzymian, okupant, prześladowca, prosi obcych, nieprzyjaciół, Żydów o pomoc, bo jego sługa jest umierający. A oni, okupowani, gnębieni i krzywdzeni wystawiają mu takie świadectwo: godzien jest, żebyś mu to wyświadczył, mówili, kocha bowiem nasz naród i sam zbudował nam synagogę.
On okazywał im sympatię, życzliwość i zrozumienie, a oni to docenili, byli mu wdzięczni i wstawiali się za nim. Jego i ich, tak różnych, pochodzących z tak odległych i nieprzyjaznych dla siebie światów i środowisk połączyło proste, zwykłe dobro, wzajemna życzliwość, zrozumienie.
Pamiętając o relacjach rzymsko żydowskich, aż się wierzyć nie chce, że było to możliwe. A jednak…, bo po prostu jedni i drudzy byli dla siebie wyrozumiali, starali się siebie rozumieć.
Okazuje się, że można było pochodzić z diametralnie różnych i daleko od odległych od siebie środowisk etnicznych, religijnych, narodowych, politycznych i kościelnych, i okazywać sobie dobro i życzliwość, ale też to widzieć i doceniać.
Czemu my tak nie umiemy? A niby mądrzejsi powinniśmy być. Na dodatek nie pochodząc wcale z aż tak daleko odległych od siebie środowisk etnicznych, religijnych, narodowych, politycznych i kościelnych. Tego doprawdy nie wiem i nie rozumiem.
Przykładając ten tekst do naszych dzisiejszych wzajemnych i wielopłaszczyznowych relacji, i niezależnie od poziomów ich urzędowości czy bliskości, nie sposób się nie zawstydzić, nie zarumienić ze wstydu. I oby tylko to zawstydzenie zbyt szybko nam nie minęło.