Szacunki i rzeczywista liczba ofiar to dwie różne sprawy. Ponieważ realnej liczby nie znamy, i pewnie już nie poznamy, możemy straty jedynie oszacować, czyli ustalić liczbę orientacyjną, przypuszczalną, z pewnym marginesem błędu – mówi dr Marcin Przegiętka z Biura Badań Historycznych IPN.
„Próby oszacowania strat osobowych były podejmowane kilkukrotnie, zarówno przez instytucje państwowe, jak i historyków. Instytucje państwowe to Biuro Odszkodowań Wojennych funkcjonujące przy Prezydium Rady Ministrów oraz Ministerstwo Finansów” – napisał Waldemar Grabowski w artykule „Straty osobowe II Rzeczypospolitej w latach II wojny światowej. Czy można ustalić dokładną liczbę?” („Biuletyn IPN, nr 9 [154], wrzesień 2018).
Przez wiele lat posługiwano się liczbą podaną przez Biuro Odszkodowań Wojennych, które przygotowało wyliczenie w roku 1947. Podano w nim, że liczba ofiar śmiertelnych w czasie okupacji (mowa była wyłącznie o okupacji niemieckiej) wyniosła 6 028 000 osób. „To wyliczenie ma poważne mankamenty: po pierwsze, szacunki BOW opiewały na mniejszą liczbę, lecz wskutek polecenia Jakuba Bermana [w tamtym czasie członek Biura Politycznego KC PZPR – przyp. red.] podwyższono je do tej liczby. Po drugie, nie uwzględniono w niej mniejszości narodowych – obejmowały tylko osoby narodowości polskiej i żydowskiej (3 mln + 3 mln)” – podkreśla w rozmowie z PAP dr Marcin Przegiętka.
Czytaj również:
Badacze są zgodni, że ofiary bezpośrednich działań wojennych (żołnierze i cywile) to mniej niż 10 proc. ofiar. Natomiast większość to ofiary terroru i ludobójstwa, które Niemcy realizowali na okupowanych terytoriach.
Jak zaznacza dr Przegiętka, osobny problem stanowią ofiary zbrodni sowieckich, np. zbrodni katyńskiej, o których w PRL-u nie pisano lub próbowano je „ukryć” wśród zbrodni niemieckich. Publikacje z lat dziewięćdziesiątych wskazują liczbę ofiar na 5,5 mln. Obecnie – jak dowodzi prof. Waldemar Grabowski – najbardziej prawdopodobna jest szacunkowa liczba 5,9 mln. „Musimy przez cały czas mieć na uwadze, że to wszystko dane szacunkowe” – zastrzega jednak historyk.
CZYTAJ TEŻ: Początek wojny: Westerplatte, Wieluń, a może Górny Śląsk?
Jak powiedział dr Marcin Przegiętka, „podstawowym problemem w szacowaniu strat wojennych jest niekompletna i niedokładna dokumentacja. Nie mamy pełnej listy nazwisk ofiar, a ta, którą dysponujemy, zawiera wiele błędów, i wiele ofiar jest anonimowych”. Dokumenty zostały celowo zniszczone przez Niemców lub w ogóle ich nie tworzono, aby nie zostawiać śladów zbrodni. „Masowe groby sami okupanci otwierali i palili zwłoki, co uniemożliwiało nie tylko identyfikację, ale nawet ustalenie liczby osób zamordowanych” – wyjaśnia historyk.
Jak wskazuje dr Przegiętka, „kolejną trudnością są zmiany przebiegu granic (1939/1945 r.), związane z tym zmiany obywatelstwa, migracje i przemieszczenia ludności spowodowane wojną. Ponadto na ziemiach polskich okupant mordował osoby przewiezione z innych okupowanych krajów oraz odwrotnie – obywateli polskich mordował poza ziemiami polskimi”.
„Ogrom problemów, które wynikają z próby ustalenia liczby ofiar, jest widoczny w wynikach programu Straty.pl finansowanego przez IPN, w którym uwzględniono nie tylko osoby, które zmarły lub zostały zamordowane, lecz i robotników przymusowych, więźniów obozów koncentracyjnych i jenieckich. Wśród ponad 5 mln osób poddanych represjom ze strony Niemiec ponad 500 tys. to anonimowe ofiary represji i zbrodni. Fakt, że tak wiele ofiar jest anonimowych, utrudnia lub uniemożliwia weryfikację zebranych informacji. Dane części ofiar zostały ujęte podwójnie, ponieważ wskutek błędów w zapisie polskich nazwisk (np. w obozach koncentracyjnych) albo ze względu na niepełne dane osobowe nie można wyeliminować zdublowanych zapisów” – zauważa.