- Kalwaria to dla mnie taki dom, parasol ochronny, gdzie mieszka Mama, do której zawsze się wraca, żeby odpocząć - mówi Maria Waluś z Międzybrodzia Bialskiego, jedna z około 70 pielgrzymów, którzy dziś wyruszyli pieszo w 37. Pieszej Pielgrzymce z Porąbki do Kalwarii Zebrzydowskiej.
- Ja idę po raz pierwszy. Żona mnie namówiła - uśmiecha się Tomasz. - Chcemy razem podziękować - za nasze małżeństwo, za pomyślny przebieg niedawnej operacji Oli i chcemy także prosić za naszego chorego wujka, ks. Pawła Drożdża. - Warto poświęcić ten czas, trud, zmęczenie w tak ważnych sprawach - dodaje Ola.
Szósty raz idzie Maria Waluś: - To jest tak, jakby się zachciało jeść i pić i człowiek szuka miejsca, gdzie to znajdzie. Dlatego co roku tu jestem - mówi. - Pochodzę z Podhala i do Kalwarii pielgrzymowałam z tatą jeszcze jako dziecko. Do Nowego Targu szło się pieszo, a potem jechało pociągiem. Tak mi już zostało, że jeśli Wielki Piątek, to na pewno w Kalwarii, a jeśli piesza pielgrzymka, to także tam. Kalwaria to dla mnie taki dom, parasol ochronny, gdzie mieszka Mama, do której zawsze się wraca, żeby odpocząć…
Maria Nikiel idzie po raz
Piąty raz idzie Krystyna Walusiak, podobnie jak obie panie Marie z Międzybrodzia Bialskiego: - Kiedy wybierałam się pierwszy raz, bałam się czy dam radę, zwłaszcza drugiego dnia, kiedy jest sporo odcinków pod górę - opowiada. - Dałam radę. Tak jest, że nogi same niosą!
Panie są zgodne co do intencji: - W naszym wieku to tylko Panu Bogu dziękować, za zdrowie, siły, dzieci, wnuki i prosić za nich…
Andrzej Rodak dbający o bezpieczeństwo pielgrzymów już tradycyjnie idzie na czele grupy.Zbigniew Początko, górniczy emeryt z Kobiernic, razem z dwoma kolegami idzie po raz piąty. - Pierwszy raz szło się z ciekawości. Sąsiadka chodziła, opowiadała, więc postanowiłem - czas spróbować i wyruszyć. W pamięci mam takie znaki Bożej ochrony nad nami. Była tak pielgrzymka, kiedy ciemne chmury gromadziły się nad nami, a ten krzyż, który idzie na początku, zdawało się, że je odgania. Kiedy weszliśmy do Kalwarii, wszędzie na asfalcie leżał jeszcze grad. A myśmy go wcale nie doświadczyli.
Pan Zbigniew mówi, że rok bez pielgrzymki, to rok stracony. Z kolegami urządzają sobie swoisty maraton: najpierw w Wielkim Poście biorą udział w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej - z Kęt pokonują
Najmłodszą pątniczką kalwaryjską jest Nina Smolarczyk z Łęg koło Oświęcimia, która ma 2,5 roku. Wędruje w wózeczku, razem z mama Elą, tatą Markiem i 8-letnią siostrą Milenką. Pielgrzymie doświadczenie ma tylko tata, który szedł do Kalwarii przed laty. - Chcieliśmy iść pierwszy raz przed rokiem, ale się nie udało. Chcemy podziękować za to, że jesteśmy szczęśliwą rodziną, że jesteśmy zdrowi. Kalwaria to w miarę blisko. Do Częstochowy jest i za daleko na razie dla nas, i za długo. Tutaj - mamy nadzieję - damy radę.