Dlaczego ludzie decydują się, by na swojej skórze narysować lub napisać coś, co na zawsze utrwalone zostanie na ich ciele?
Pytanie to dręczy mnie od kilki dni. Upały, jakich od dłuższego czasu doświadcza każdy z nas, sprawiły, iż śmiało odsłaniamy nasze ciała. Nie wiem, czy w ostatnich miesiącach i latach doszło do jakiejś istotnej zmiany w trendach, ale doszedłem do wniosku, że wśród Polaków zapanowała ewidentna moda na tatuaże. Kilka dni temu poprosiłem moich znajomych o udzielenie odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego ludzie robią sobie tatuaże?” Spodziewałem się, że odpowiedzi będą różne. Tak też było.
Bo tatuaże…
Wpierw zaznaczano, że tatuaże to element wspomnianej mody, wprost związanej z kultem ciała. Następnie dodawano, że część z nich jest piękna i są one ozdobnikiem, podobnie jak np. kolczyki czy noszone przez kobiety szpilki. Były także głosy negatywne. Przypominano, że – mówiąc o tatuażach – trzeba przypomnieć o kontekście duchowym. Pawłowy zwrot „ciało jako świątynia Ducha Świętego” pojawił się w sposób nieuchronny.
Nie wiem, czy odpowiedzi te cokolwiek zmieniły w moim postrzeganiu rysunków i napisów „grawerowanych” na ludzkim ciele. Tatuaży widać w ostatnich dniach pełno. Są małe i duże. Część jest subtelna, a część aż krzyczy ostrością i brutalnością. Mają je ludzie młodzi, jak chociażby urodziwa mama stojąca przede mną na ostatnim, łódzkim „Marszu dla Życia”, jak i panowie w wieku mojego taty, którzy zapewne robili je nieco domowymi metodami. Z pewnością nie ma jednej odpowiedzi na postawione przeze mnie pytanie, dotyczące przyczyn podobnych cielesnych udoskonaleń. Rodzi się jednak drugie: Czy tatuaż to coś złego?
Wielokrotnie spotkałem się ze stwierdzeniem, zgodnie z którym tatuowanie ciała jest czymś złym. Z jednej strony wskazuje się starotestamentalny zakaz, w którym Pan Bóg zakazał podobnych praktyk. Historycznie rzecz ujmując, ozdabianie ciała w podobny sposób było znane poganom, stąd też w Księdze Kapłańskiej spotykamy taki zwrot: „Nie będziesz się tatuować. Ja jestem Pan!” (Kpł 19, 28b). Jest także wspomniany już zwrot z Nowego Testamentu, w którym Paweł Apostoł przypomina, że ludzkie ciało ma być „świątynią Ducha Świętego” (1 Kor 6, 19). Co jednak zrobić z tatuażami w formie krzyża lub świętego wizerunku, jakie zafundowały sobie osoby wierzące? A jeśli „wyryto na skórze” biblijny cytat? Odpowiedź dla części osób może być nadal prosta: tatuaż uznany może być za „działanie diabła” – podobne stwierdzenia nie należą do rzadkości.
Ostatni, nieco teologiczny argument jest zapewne niemożliwy do zaakceptowania przez osoby „nienarzucające się Bogu” – jak mawiał ks. Jan Kaczkowski. Jednak także z szeroko rozumianej chrześcijańskiej perspektywy nie można go przyjąć bezkrytycznie. Stary Testament odnosił się bowiem w Księdze Kapłańskiej nie tylko do tatuażu, ale również do okaleczania i nakłuwania ciała oraz strzyżenia. Tym samym można dojść do wniosku, że obcinanie włosów bądź przekłuwanie w okresie żałoby uszu jest także niezgodne z Bożą wolą. Ponadto nie można czytać biblijnych ksiąg bez historycznego kontekstu, o czym w kontekście tatuaży przypomina ks. Dariusz Dogondke z UAM w Poznaniu. Dzisiaj tatuaż nie jest formą ślubowania złożonego bogom. Czym więc jest?