Można być takim świętym, który swoją wiarą potrafi przenosić góry. Można być i takim, który dzięki pokładanej w Bogu nadziei, nie lęka się męczeńskiej śmierci.
Można być takim świętym, który swoją wiarą potrafi przenosić góry. Można być i takim, który dzięki pokładanej w Bogu nadziei, nie lęka się męczeńskiej śmierci. W końcu również można być i świętym tak pełnym Bożej miłości, że ustępują przed nią mroki zła, a wszelka niewiedza zostaje oświecona nadprzyrodzonym światłem. Tak, można być takim świętym… ale to nie jest dzisiejszy przypadek. Jaki zatem model świętości realizował dzisiejszy patron? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba w skrócie zaprezentować węzłowe punkty jego żywota, który rozpoczął się w roku 1789, we Włoszech, i tam też się dokonał po 57 latach, w roku 1846. Pierwszym ważnym wydarzeniem w tym zestawieniu, będzie wstąpienie do seminarium w Genui i uzyskanie pozwolenia na głoszenie kazań na długo przed uzyskaniem święceń kapłańskich. Musiał więc nasz patron mieć wyjątkowy dar słowa mówionego. Co było dalej, to znaczy po wyświęceniu na księdza? Wykłady z literatury i objęcie katedry retoryki w wyższym seminarium duchownym. Zadanie zreorganizowania nauki w seminarium, tak by całość działała sprawniej i bardziej odpowiadała potrzebie chwili. Potem przyszedł czas na funkcję proboszcza kolegiaty i wprowadzenie kartoteki z pełnym wykazem wszystkich parafian. No i na budowę seminarium diecezjalnego ze strukturą wzorowaną na tym, co dzisiejszy patron już sprawdził poprzednim razem jako prefekt. Ponieważ dostrzegł, że oddani jego opiece kapłani potrzebują zorganizowania, założył wśród nich Kongregację Misjonarzy św. Alfonsa Liguori dla głoszenia misji i rekolekcji dla ludu. A gdy swoją opieką otoczył miejscowy sierociniec, to z "Pań Miłosierdzia", które się w nim udzielały, stworzył zgromadzenie zakonne Córek Najświętszej Maryi z Orto, które popularnie nazwano gianellami. Miały możliwie bezpłatnie udzielać nauki i wychowywać po chrześcijańsku dzieci, a przez pracę i naukę zawodu przygotować ubogie dziewczęta do dorosłego życia. W 1837 roku nasz dzisiejszy patron, w uznaniu wszystkich swoich zasług, został mianowany biskupem w Bobbio. I nie jestem tutaj ani trochę złośliwy – to była diecezja, która po francuskiej inwazji na Włochy została zlikwidowana. A po przywróceniu była w tak złym stanie, że mógł się nią zająć tylko święty organizator. Ktoś, kto miał prawdziwy dar do rozpoznawania talentów w podległych mu ludziach i koordynowania ich pracy. Taki model świętości realizował właśnie dzisiejszy patron i taki okazał się zbawienny dla diecezji Bobbio. Zaczął od sprowadzenia do pomocy duszpasterskiej swoich sióstr i swoich kapłanów zakonnych. Odnowił zaniedbane sanktuarium św. Kolumbana. W międzyczasie zadbał też o reformę i materialne potrzeby duchowieństwa. A co z wiernymi zapytacie państwo? Otóż dzisiejszy patron wiedział, że jeżeli diecezja ma sprawnie funkcjonować, to musi liczyć na swoich pomocników w kapłaństwie. Bo to oni, a nie biskup podźwigną ją z ruiny. I zrobili to, a nasz dzisiejszy święty odszedł. Do nieba. Kto taki? Święty Antoni Maria Gianelli.