Śląscy neoprezbiterzy opowiedzieli nam, jak odkrywali powołanie. "To ewidentna sprawka Ducha Świętego" - stwierdził jeden z nich. Poznajmy ich historie i wspierajmy kapłańską posługę, by nigdy nie wysechł olej na ich rękach.
(…) lecz [Pan] mi powiedział: Wystarczy ci mojej łaski (…) (2 Kor 12,9)
Kiedy dotyka Pan Bóg, to się po prostu o tym wie
Pierwsze myśli o seminarium zrodziły się w gimnazjum. Jako że Pan Bóg działa najczęściej przez zwykłe, codzienne sprawy, myślę, że posłużył się tym, iż od siódmego roku życia byłem ministrantem (kilka lat formowałem się w oazie) i spotykałem w parafii księży, którzy pokazywali swoim życiem, że kapłaństwo może dać szczęście – im samym i przez ich posługę innym. W klasie maturalnej miałem jeden plan – po maturze do seminarium. Oczywiście nikt o tym nie wiedział. Jednocześnie słyszałem szepty pań z róż różańcowych, które mówiły: „Ten będzie fajnym księdzem”. Kilka innych jeszcze osób do tego się dołączało – i to mi przeszkodziło w tym, aby zaraz po szkole średniej rozpocząć formację w WŚSD. Sam już nie wiedziałem, kto tego chce: Pan Bóg? Ja? Inni? Rok studiowałem na Politechnice Śląskiej, ale czułem, że to nie moje miejsce. Stwierdziłem, że muszę sprawdzić, żeby całe życie nie żałować. Choć miałem przeświadczenie, że długo tam nie zabawię. Kiedy powiedziałem rodzicom, zbledli (drugi raz ich tak wprowadziłem w szok, kiedy na IV roku zakomunikowałem, że w czasie wakacji jadę na dwa miesiące do Zambii, a decyzja jest już podjęta). Na szczęście dosyć szybko wyszli z tego stanu. Pozostałe osoby: siostry, koledzy i koleżanki, znajomi podzielili się mniej więcej na połowę – jedni powiedzieli, że fajnie, a inni, że „do bani”.
Dopiero w seminarium zaczęła się przygoda z odkrywaniem powołania. Przy czym to, co było wcześniej, także było istotne, ale zacząłem to odczytywać z perspektywy czasu. Najważniejsze wydarzenie, które doprowadziło do podjęcia decyzji, że chcę przyjąć święcenia i żyć jako ksiądz, miało miejsce 9 grudnia 2014 roku. Przeżywaliśmy w seminarium kurs „Nowe Życie”. Na wieczornej modlitwie mocno doświadczyłem miłości Pana Boga. Skąd wiem, że to On? Wiem. Kiedy dotyka Pan Bóg, to się po prostu o tym wie. Takim małym, ale dla mnie poważnym potwierdzeniem tego jest fakt, że przyszły mi po tej modlitwie do głowy trzy postanowienia, które bez większych problemów realizuję do dzisiaj. Sam bym ich nie wymyślił, naprawdę. Kiedy przychodziły momenty dużej niepewności w perspektywie podjęcia decyzji (zostać albo odejść), różnymi kanałami docierały do mnie słowa: „Wystarczy Ci mojej łaski” (2 Kor 12,9). Albo tak się otworzyło Pismo Święte, albo ktoś mi powiedział takie słowa, albo znalazłem na klęczniku karteczkę z tym fragmentem. Dlatego wybrałem je jako swoje hasło prymicyjne. Chcę, żeby mi towarzyszyły, i cały czas chcę w nie mocno wierzyć. W rozeznawaniu pomogło mi też poznawanie siebie i swoich uzdolnień, talentów. Okazało się, że jest ich zdecydowanie więcej, niż kiedyś myślałem! Przez sześć lat Pan Bóg utwierdzał mnie w przekonaniu, że najbardziej się przydadzą właśnie w kapłaństwie; i mnie samemu, i innym.
Czas formacji w seminarium to najlepszy okres mojego życia. Najbardziej wytężony. Najbardziej owocny. A z drugiej strony staż diakoński pokazał mi, że może być jeszcze lepiej, choć nie zawsze wiąże się to z tym, że jest miło, łatwo i przyjemnie (jak to w życiu).
Mam kilka zainteresowań – hobby. Tym najpobożniejszym jest Trójca Święta. Na ten temat pisałem pracę magisterską i jestem zafascynowany! Paradoksalnie nie znaczy to, że wiem o Bogu więcej, bo mam wrażenie, że jeszcze mniej. Z tym się wiąże marzenie – być blisko Ojca, Syna i Ducha Świętego; Boga, który mnie bardzo kocha, a ja próbuję to odwzajemniać. W Niebie – to przede wszystkim – ale już mieć namiastkę tego przez kolejne x lat mojego życia. Są też pasje bardziej popularne, jak: czytanie, gitara, góry, piłka nożna, siatkówka, tenis stołowy, grafika komputerowa.
Mam pewne wymarzone miejsca, docelowe grupy w duszpasterstwie, myśli dotyczące tego, jak może wyglądać dalszy ciąg mojego życia. I możliwe, że akurat tak nie będzie. Jednak Pan Bóg już mi to wiele razy pokazał, że jeśli nie będzie tak dobrze, jak ja sobie zaplanowałem, to będzie lepiej, bo zaplanował On.