To był prawdziwy cud – tak włoskie media komentują dziś ocalenie 51 gimnazjalistów porwanych przez senegalskiego kierowcę szkolnego autobusu w mieście Crema w północnych Włoszech. 47-letni Ousseynou Sy związał im ręce, zabrał telefony, a korytarz pojazdu polał benzyną.
Nie był szalony, działał w sposób przemyślany i racjonalny – opowiadają uczestnicy wydarzenia. Powiedział im, że wszyscy zginą w płomieniach za migracyjną politykę włoskiego rządu. Zakładników udało się uratować dzięki odwadze kilku uczniów, którzy nie oddali telefonu i zawiadomili policję, a także dzięki sprawnej akcji sił bezpieczeństwa. Ostatnich uczniów wyciągano z płonącego już autobusu.
O bliskości z ofiarami zamachu zapewnił miejscowy biskup Daniele Gianotti. Zna je dobrze. W szkole Vialati w Crema był niespełna dwa tygodnie temu. Uczestniczył w inicjatywie „Miejsca i dźwięki religii”, która oswaja uczniów z nowym wielokulturowym i wieloreligijnym obliczem włoskiego społeczeństwa. Inicjatywa ta pokazuje, jak wiele trudu wkłada się w wychowanie do różnorodności.
Bp Gianotti wyraził ubolewanie, że pomimo takich inicjatyw, uczniowie i nauczyciele szkoły padli ofiarą narastającej atmosfery wrogości i niezrozumienia, która zatruła klimat społeczny i kulturalny we Włoszech. Ordynariusz diecezji Crema wyraził nadzieję, że zamach zostanie wyjaśniony, a jego sprawca sprawiedliwie ukarany.
Warto zauważyć, że wczoraj Matteo Salvini włoski minister spraw wewnętrznych przedstawił w senacie dane dotyczące napływu migrantów. To właśnie jego senegalski zamachowiec obarczył odpowiedzialnością za śmierć migrantów na Morzu Śródziemnym. Dane zdają się temu przeczyć. Nowa polityka migracyjna radykalnie zmniejszyła napływ migrantów, ale i ofiar śmiertelnych. W roku 2017 wyłowionych ofiar było 210, przed rokiem 23, a w tym roku tylko jedna.