- Wiesz, te trzy stopnie, o które wzrosła temperatura oceanu, sprawiły, że na Filipinach coraz częściej przeżywamy potworne, niespotykane dotąd super tajfuny w wyniku których giną tysiące – powiedział mi Yeb Saño z Filipin, idący na czele „pielgrzymki klimatycznej”.
Pielgrzymujący już dotarli do Katowic by uczestniczyć w szczycie klimatycznym ONZ. Półtora tygodnia temu w Ołomuńcu, poznałam tych skromnych, ale dających wielkie świadectwo ludzi, przejętych sprawami zmian klimatu, ważnymi przecież dla nas wszystkich.
Pielgrzymi, przeszli ponad 1500 km z Watykanu. Zajęło im to ponad dwa miesiące. Przedtem przyjechali na spotkanie z papieżem Franciszkiem z różnych części świata – między innymi z Filipin, krajów wyspiarskich Pacyfiku, Ameryki, Europy, poświęcając się, jak mi mówili - w imię sprawiedliwości klimatycznej. "Wyrażmy solidarność z naszymi najbardziej narażonymi na kryzys klimatyczny braćmi i siostrami. Z powodu emisji CO2 najwięcej cierpią biedni tego świata, którzy nie są dopuszczeni do głosu, a może raczej – nikt ich po prostu nie chce słuchać, bo nie mają pieniędzy” – napisali w swoim przesłaniu.
Jak już mówiłam, pielgrzymów spotkaliśmy pod Ołomuńcem, zmarzniętych, bo na dworze było minus osiem, ubranych w kilka warstwa ubrań, żeby jakoś się ogrzać. Ja najchętniej schowałabym się do auta, a oni szli i rozmawiali z mijanymi mieszkańcami o tym, co trzeba robić, żeby zmniejszyć efekt ocieplenia klimatu, zaczynając od zmiany pieców we własnych domach. Na torbach i plecakach nieśli intencje, które zapisali im ci, którzy nie mogli z nimi wędrować. Modlitwy za siebie, bliskich, za zmarłych w wyniku klęsk żywiołowych wynikłych z powodu ocieplenia klimatu. Bo w tej pielgrzymce, wspieranej przez Greenpeace, brali udział chrześcijanie różnych wyznań. Jak mi powiedział Yeb Saño z Filipin ruszyli przez Europę zainspirowani encykliką „Laudato Si” papieża.
Yeb opowiadał, że pięć lat temu przeżył prawdziwy przełom, kiedy w jego kraj uderzył supertajfun Haiyan, zabijając 6300 osób. Przemawiał wtedy w Warszawie na szczycie klimatycznym, a jego brat – w ich rodzinnym Tacloban, zniszczonym przez tajfun wydobył spod ruin 73 ciała swoich sąsiadów. To wtedy Yeb zrezygnował z polityki – był wiceministrem do spraw klimatu w rządzie Filipin, a zajął się walką ze skutkami ocieplenia.
Kiedy pytam jak często bywa w domu, bo ma dwoje dzieci nastolatków - Yanniego i Marianne, stwierdza, że przez tydzień raz na dwa miesiące. Taka jest cena jaką płaci za służbę idei. Więc, może choćby z tego względu, warto zwrócić uwagę na to, co mówi on, i inni pielgrzymujący na szczyt klimatyczny. Nawiasem pisząc - nigdy dotąd nie zajmowałam się sprawami ocieplenia klimatu, ale rozmowa z Yebem i jego koleżankami i kolegami sprawiła, że zmieniłam zdanie.