Na co dzień walczę ze skłonnością do narzekania, które sprawia, że z jesieni przenosimy się natychmiast w ciężką zimę. Gdzie od mrozu trudno oddychać, chodzić, a przede wszystkim uśmiechać się.
Narzekanie, zgorzknienie, niechęć do innych, mrozi serca, a może jeszcze bardziej duszę. Serce jako organ rozpoznawalny medycznie, wymierzalny na EKG, wydaje mi się mocno przereklamowaną metaforą miejsca będącego siedliskiem uczuć. – Serce słucha rozumu – powiedział mi kiedyś prof. Andrzej Bochenek, wybitny kardiochirurg. Jestem przekonana, że wiedział co mówi i warto sobie wziąć jego słowa do serca, to znaczy do duszy. Krótko mówiąc stwierdził, że nasze zdrowie napędzają albo osłabiają dobre i złe myśli. Duszę zresztą też, tylko zostawiając ślad jeszcze trwalszy, taki na wieczność.
A jednak dziś chcę ponarzekać, bo zdenerwowało mnie, że bez skrępowania i wyrzutów sumienia na co dzień korzystamy ze śmietnika jakim jest sieć. Na dodatek przyzwyczailiśmy się do tego standardu i zachowujemy się tak, jakby wyjadanie resztek było normą. To co znajduje się w Internecie, na facebooku przelatuje przed naszymi oczami z prędkością
Zamiast czytać książkę czyta się cytat z niej. Zamiast iść do kina skupia się na kilku zdaniach recenzji. No chyba, że to jest film „Kler”, który jak niegdysiejszy lep na muchy przyciąga widzów, którzy nagle widzą, że znaleźli się w pułapce. Ten film już dla 2 milionów widzów stał się pociągający. Zawsze atrakcyjniejsze jest zobaczenie piekła innych, w tym wypadku – piekła księży, bo wtedy można poczuć się lepiej, że popełniamy mniej grzechów i rzadziej upadamy. To, że się tak nam tylko wydaje, to już inny problem.
A już bardzo nawiasem mówiąc, chyba jesteśmy społeczeństwem mocno przejętym kondycją Kościoła, bo na Zachodzie takie dzieło – rozszerzając to pojęcie na książkę, obraz, czy film, nie wywarło by na odbiorcach aż tak dużego wrażenia.
Ale wracam do tematu, na którym trochę się znam, bo sama dość aktywnie zabieram głos na portalu społecznościowym jakim jest facebook. Coraz bardziej widzę gołym okiem, że to miejsce, w którym życie zostaje mocno spłaszczone i ogołocone z głębszej refleksji, a do najczęstszych emocji należy gniew, zdenerwowanie, obrażanie się. My, sieciowicze, przemykamy po wierzchu spraw i wydarzeń, czytając teksty powierzchownie, pospiesznie, byle więcej. A potem okazuje się, że otrzymujemy wiedzę pomotaną, niekonkretną, nadpsutą. Ale na domiar złego, dysponując nią zabieramy głos, sami coś proponujemy innym i tak, nieustannie, nakręca się spirala nonsensu.
Jak dziś żyją ci, którzy nie mają faceboka, instagramu, twittera? Czy są poza sprawami, którymi zajmują się te media, czy może pozostają w środku tych spraw bardziej, niż serfujący w sieci? Narzekam dziś na to, że ta sieć nas złapała, a nawet sami daliśmy jej się złapać i stanowimy dobry łów. Ławicę samotnych, o których pisał Janusz Wiśniewski i inni diagnostycy rzeczywistości.
Na koniec jeszcze wiersz. Może defetystyczny, ale przecież, na własne życzenie wpędziłam się w ten nastrój. Bo trzeba sobie czasem zepsuć humor, żeby go odzyskać.
Popiół i net
Cały ten facebook rozsypie się w popiół
a jeszcze prędzej komputery
prześcieradła białych ekranów
w które owijają ciała wiadomości
przed wrzuceniem do dołu niepamięci
ale jeżeli pamięć istnieje
to wszystkie lajki
będą zapisane jako dowód
na nasze istnienie
śmieszny dowód ale dziś
stać nas na tyle