Na ostatnie pożegnanie przyjechali m.in. koledzy z seminarium dla starszych kandydatów. Jego ojciec duchowny wyraził przekonanie, że śp. Łukasz Zimończyk będzie teraz działał skuteczniej niż za ziemskiego życia.
- Łukasz nie zakończył swojej działalności. On ją dopiero zaczął - mówił ks. Lucjan Bielas, ojciec duchowny w Ogólnopolskim Seminarium dla Starszych Kandydatów do Święceń w Krakowie. - Bo jeżeli ktoś tak umarł, to możemy mieć nadzieję, że wszedł w świętych obcowanie - wyjaśnił. Dodał, że skuteczność pomocy Łukasza dla najbliższych, dla społeczności parafialnej, dla przyjaciół, którym za życia wiele zawdzięczał, będzie teraz o wiele większa.
Przed pójściem do seminarium Łukasz Zimończyk skończył prawo i aplikację sędziowską. Na jego pogrzeb przyjechali m.in. jego koledzy i koleżanki z rybnickiego ośrodka zamiejscowego Sądu Okręgowego w Gliwicach.
Dopiero jako dojrzały człowiek Łukasz przeżył ożywienie swojej wiary i nawiązał osobistą więź z Jezusem. To doprowadziło go w wieku 36 lat do seminarium duchownego.
Jego ojciec duchowny, ks. Lucjan Bielas, pochodzi z leżących niedaleko Kamienia Ornontowic. Wspominał, że na początku seminarium Łukasz wydawał się "troszka potracony". To jednak z czasem się zmieniało, w miarę jak kleryk coraz głębiej wchodził w teologię i w duchowość oraz odkrywał liturgię. - Nie zapomnę ostatniej rozmowy z nim. Mogę tylko tyle powiedzieć, że byłem szczęśliwy, bo zobaczyłem: Chopie, tyś znalazł swoje miejsce! - powiedział.
Ks. Jerzy Korduła, proboszcz z Rybnika-Kamienia, zwrócił uwagę, że Łukasz zmarł w święto św. Stanisława Kostki, patrona kleryków. Stanisław Kostka też zmarł młodo. Tego dnia, jak wskazywał proboszcz, przypada czytanie z Księgi Mądrości, niezwykle pasujące do Łukasza.
Są w nim słowa: "Ponieważ spodobał się Bogu, znalazł Jego miłość, i żyjąc wśród grzeszników, został przeniesiony. Zabrany został, by złość nie odmieniła jego myśli albo ułuda nie uwiodła duszy: bo urok marności przesłania dobro, a burza namiętności mąci prawy umysł. Wcześnie osiągnąwszy doskonałość, przeżył czasów wiele. Dusza jego podobała się Bogu, dlatego pospiesznie wyszedł spośród nieprawości".
Łukasz Zimończyk zmarł nagle 18 września na zator płucny. Tego samego dnia, kilka godzin wcześniej, uczestniczył w Mszy świętej na pogrzebie sąsiadki. Przyjął też wtedy Komunię Świętą. W czasie tamtej liturgii pogrzebowej ksiądz czytał Ewangelię, w której Jezus wzywa swoich słuchaczy do gotowości na dzień, w którym przyjdzie.
Sylwetka Łukasza Zimończyka - tutaj.
Artykuł o seminarium dla starszych kandydatów, napisany przez Łukasza miesiąc przed śmiercią - tutaj.