Wnioskował o to b. minister skarbu Dawid Jackiewicz (PiS), który wytoczył Gasiuk-Pihowicz proces o ochronę dóbr osobistych.
Sejm w czwartkowym głosowaniu wyraził zgodę na uchylenie immunitetu posłance Nowoczesnej Kamili Gasiuk-Pihowicz. Wnioskował o to b. minister skarbu Dawid Jackiewicz (PiS), który wytoczył Gasiuk-Pihowicz proces o ochronę dóbr osobistych.
Za wyrażeniem zgody głosowało 260 posłów, przeciw było 170; 4 posłów wstrzymało się od głosu.
Pozew w sprawie Gasiuk-Pihowicz został złożony w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu. Jackiewicz domaga się od posłanki Nowoczesnej zadośćuczynienia w kwocie 100 tys. złotych.
Posłanka Nowoczesnej powiedziała w czwartek na konferencji prasowej w Sejmie - po głosowaniu w jej sprawie - że immunitet "gwarantuje posłom swobodę wypowiedzi". Oceniła, że uchylenie jej immunitetu, to "precedens, który nie dotyka posłów PiS". Jak oświadczyła, nie "da się zastraszyć ani pozwami na wysokie kwoty, ani żadnym innym działaniem obecnej partii rządzącej".
"Mam świadomość tego, że zadałam trudne pytanie do zaakceptowania przez Jackiewicza, ale to było pytanie zadane zgodnie z obowiązującymi prawem i w zgodzie z wszelkimi regułami parlamentaryzmu. To był cios w czuły punkt, ale to był cios, który był zadany fair (...) Tak jak zadawałam trudne pytania, tak jak poruszałam trudne tematy w interesie polskich obywateli, tak w dalszym ciągu będę tak działała" - podkreśliła Gasiuk-Pihowicz.
Pozew byłego ministra skarbu dotyczy wypowiedzi posłanki Nowoczesnej, która padła w lipcu ub.r. podczas prac w Sejmie nad ustawami o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym. "Ja bym chciała przypomnieć państwu kilka faktów. Dawid Jackiewicz - były minister skarbu w obecnym rządzie Beaty Szydło - w czasie poprzednich rządów PiS w 2006 r. brał udział w awanturze, która doprowadziła do śmierci bezdomnego człowieka. Polityk PiS wdał się z nim w szarpaninę, popchnął go, głowa tego bezdomnego człowieka roztrzaskała się o beton. A potem co zrobiła prokuratura Ziobry? Umorzyła sprawę partyjnego kolegi, mimo że po awanturze z nim zginął człowiek" - mówiła wówczas Gasiuk-Pihowicz.
Komisja regulaminowa, spraw poselskich i immunitetowych zarekomendowała w listopadzie Sejmowi uchylenie immunitetu posłance Nowoczesnej i tym samym udzielenie zgody na pociągnięcie jej do odpowiedzialności cywilnej.
W marcu Gasiuk-Pihowicz tłumaczyła w Sejmie, że jej wypowiedź z lipca dotyczyła wyłącznie wątpliwości w zakresie działań prokuratury i nie stanowiła ataku personalnego na Jackiewicza. "Nigdy nie przypisywałam panu Jackiewiczowi winy, twierdziłam jednak, że te okoliczności sprawy każą stawiać pytania o prawidłowość działania prokuratury" - oświadczyła.
Cytowała też wtedy akta prokuratury, według których mężczyzna, którego popchnął Jackiewicz, upadł, uderzając się w głowę, a po kilku dniach zmarł w szpitalu. Posłanka wskazała, że tylko 3 proc. tego typu spraw jest umarzanych na etapie prokuratorskim, a 97 proc. - trafia do sądów. Przypomniała, że sprawa Jackiewicza została przez prokuraturę umorzona, a zatem znalazła się w "szalenie wąskim gronie spraw, które są umarzane na etapie prokuratorskim".
Gasiuk-Pihowicz przypominała też kontekst swojego lipcowego wystąpienia. "To wszystko działo się podczas debaty nad ustawami, które właśnie politykom PiS, kontrolującym już prokuraturę, przekazywały jednocześnie zwierzchnictwo nad sądami" - wskazała.
"Próba odebrania mi immunitetu to miecz obosieczny. Jeżeli w tym momencie, w tej sprawie zostanie mi uchylony immunitet, będzie to po prostu oznaczało, że w przyszłości jakakolwiek otwarta, uczciwa debata parlamentarna będzie praktycznie niemożliwa, bo posłom opozycji zostanie zablokowana możliwość zadawania trudnych pytań w interesie społecznym" - oceniała Gasiuk-Pihowicz.
Jak zauważyła, dotychczas we wszystkich sprawach, w których przed komisją regulaminową, spraw poselskich i immunitetowych, stawali politycy PiS, nie byli oni pozbawiani immunitetu. "Zastanówcie się koleżanki i koledzy z PiS, czy chcecie kierować się moralnością Kalego? Inne prawo obowiązuje posłów opozycji, a inne partię rządzącą? Czy to uczciwe? Czy ma to coś wspólnego z prawem i sprawiedliwością?" - pytała posłanka Nowoczesnej.
Sprawa dotyczy wydarzeń z 28 grudnia 2006 r. Jadącą tego dnia autobusem, wraz z synem, żonę Dawida Jackiewicza zaczepił pijany i agresywnie zachowujący się mężczyzna. Wykrzykiwał, że chłopiec jest jego dzieckiem i próbował go wyszarpnąć matce. Kobieta wysiadła z autobusu i wezwała męża przez telefon. Pijany, 50-letni mężczyzna wysiadł jednak za nimi, wyrwał chłopca i chciał się z nim oddalić. Jackiewicz, który przyjechał na miejsce zdarzenia, popchnął mężczyznę. 50-latek upadł, uderzając się w głowę. Po kilku dniach zmarł w szpitalu. W grudniu 2007 roku wrocławska prokuratura umorzyła postępowanie tej sprawie.