Dziś cofnę się do przedświąteczności. Jest to zwykle dla wielu sposobność do skorzystania ze spowiedzi i z tej okazji Onet odgrzał znów sprawę tak zwanej listy nowych grzechów, mimo że wielokrotnie już istnienie takiej listy zostało zdementowane.
Nie znaczy jednak wcale, że nie pojawiły się takie nowe zachowania, których jakiś czas jeszcze nie było, a które do przyjaznych bliźniemu nie należą, ot choćby jak ten wszechobecny już hejt. Układanie zresztą jakiejkolwiek listy grzechów i jej uaktualnianie jest do niczego nie potrzebne. Wystarczy nam sumienie wedle Przykazań uformowane.
Skoro jestem już przy przedświątecznej spowiedzi, to podzielę się z Państwem dwoma moimi spostrzeżeniami. Słuchając spowiedzi przed ostatnią Wielkanocą bardzo wielu spowiadających się przyznawało, że opuszcza, nawet często niedzielną Mszę św., co zresztą widoczne jest w naszych kościołach gołym okiem. Z jednej strony świadczy to o tym, że nieobecność na niedzielnej Mszy św. odczuwamy jeszcze, jako jakiś brak, jako coś nie w porządku.
A z drugiej? Kiedy więc grzecznie pytałem dlaczego?, skoro Mszy św. jest pod dostatkiem, łącznie z sobotnią wieczorną, a kościołów tak dużo, że więcej już być nie może, to w odpowiedzi nie usłyszałem wcale o zawiedzeniu kościołem, rozczarowaniu księżmi, czy o tym, że praktykowanie jest teraz passe. Najczęściej padała odpowiedź wprost: z lenistwa.
I pomyślałem sobie wtedy tak. Jeślibyśmy z kimś z naszych bliskich nie utrzymywali regularnych kontaktów, o nim nie pamiętali, nie okazywali zainteresowania i to nie dlatego, że się pogniewaliśmy, zawiedli, czy poróżnili, a tylko dlatego, że nam się nie chce, po prostu nie chce, to byłaby to największa przykrość, ból, jaki można komuś wyrządzić i okazać. Nic chyba tak nie boli bardziej, niż pokazanie komuś, że mi się nie chce.
Nie wiem, czy będzie to poprawne teologicznie, ale pomyślałem sobie też, że skoro Pan Bóg, w którego wierzymy jest Osobą, a nie nieczułym kamiennym posągiem, to też czuje się dokładnie to samo i tak samo parszywie jak my, kiedy to nasze relacje z bliźnimi, znajomymi, nawet krewnymi są byle jakie, tylko z powodu lenistwa tamtych.
Może jednak warto by było na tę naszą coraz częstszą nieobecność na niedzielnej Mszy św. popatrzeć i z tej strony? Tak w imię takiego pokonfesjonałowego postanowienia poprawy.
Drugie spostrzeżenie dotyczy języka. To wyznanie usłyszałem też na tyle często, że utkwiło mi w pamięci. Coraz więcej pań, kobiet nie zależnie od wieku, czy stanu przyznaje, że używa wulgarnego języka, i to nie w emocjach tylko, ale tak po prostu, z potoczności. I znów z jednaj strony, to dobrze, że jest jeszcze takie wewnętrzne poczucie, że w takim języku jest coś nie tak, więcej, że jest w nim jakieś zło, że jakoś nie pasuje i nie przystoi.
I to wyznanie potwierdza tylko tę także słyszalną gołym uchem już powszechną obecność wulgaryzmów w codziennym, także kobiecym języku.
A z drugiej strony, ta powszechność wulgaryzacji języka w zastraszającym tempie zanieczyszcza cztery obszary, cztery przestrzenie. Po pierwsze przestrzeń językowej komunikacji towarzysko - międzyosobowej, po drugiej przestrzeń komunikacji rodzinnej, w której też wulgaryzacji wcale nie brakuje, po trzecie przestrzeń komunikacji dziecięco – młodzieżowej, co jest dziedzictwem tej drugiej, a po czwarte szkodzi kobiecości.
Proszę mnie dobrze zrozumieć. Nie chcę powiedzieć, że wulgaryzacja języka u mężczyzn jest dopuszczalna i im przystoi, ale zdaje mi się, że jej tak powszechna obecność w języku pań pozbawia je czegoś, co jest ich naturalnym kapitałem: czułości i delikatności. Jestem też święcie przekonany, że mężczyźni taką kobiecą delikatność cenią, a nawet jej też potrzebują.
Nie wiem, czy nie będzie to teza zbyt daleko idąca i czy nie narażę się ruchom feministycznym, ale nie chciałbym, żeby za coraz mniej kobiecym językiem szła coraz mniejsza kobiecość kobiet. Nic nie zastąpi naturalnego ciepła, delikatności i czułości kobiet, żon i matek, także tego językowego.
Może jednak warto by było na powrót zacząć i to stanowczo rugować wulgaryzmy z naszego języka? Także w imię tego pokonfesjonałowego postanowienia poprawy.
Czego też nam wszystkim serdecznie życzę.