Z Andrychowa na nocną modlitwę wyruszyło ponad 1300 osób. To pod względem liczebności trzecia grupa uczestników EDK w Polsce.
Organizatorzy odpowiedzialni za organizację rejonów Ekstremalnej Drogi Krzyżowej podkreślają jednak, że statystyki nie mają większego znaczenia. Często nawet ogranicza się liczbę osób zapisujących się na daną trasę, żeby rzeczywiście dać szansę wędrówki w samotności czy najwyżej kilkuosobowej grupce. Bo ten czas ma być szansą na osobistą rozmowę z Jezusem. Jednak nikogo nie martwił widok tłumu, który po Mszy św. wylewał się z andrychowskiego kościoła św. Macieja, by rozdzielić się na takie właśnie małe grupki i wyruszyć na 9 przygotowanych tras, do Wadowic, Kalwarii, Zebrzydowskiej, Rychwałdu... - Cieszę się, że jest nas tak dużo i że wyruszamy, żeby być blisko Niego. Mam nadzieję, że na tej drodze spotkamy się z Nim. Po tych pierwszych kilku latach dziś ludzie wiedzą, czego chcą, po co idą. Wprawdzie nikomu już nie trzeba niczego tłumaczyć, to niezwykłe i wciąż zadziwia, że za każdym razem to jest inna EDK. To jest zawsze niesamowite przeżycie. Nie ma w tym rutyny, której kiedyś się spodziewałam i bardzo się cieszę, że ta noc jest - przyznaje Dorota Janosz, diecezjalna koordynatorka EDK, która nad przygotowaniami czuwała wraz z mężem Rafałem. Sami oczywiście też wyruszyli w drogę, już po raz dziewiąty.
Dlaczego wyruszają inni?
- Najważniejsze w EDK jest to spotkanie z Bogiem. Jest czas na autorefleksję i modlitwę. I szansa, żeby zrobić coś więcej niż na co dzień. To daje siłę - twierdzą zgodnie siostry Agata i Zosia Walczak. Mają 18 i 19 lat. - W górach o wiele łatwiej odczuć obecność Boga i to jest wspaniałe - dodaje Zosia, a Agata zdradza, że idzie też w intencji koleżanek i kolegów, którzy zdają w tym roku maturę.
Na EDK wyruszyli również ich brat i mama. - Na początku była niepewność, obawy, ale później została siła, radość, które umocniły naszą rodzinę i budują ją wciąż na nowo - uważa ich mama, Aleksandra Walczak. Nie ukrywa, że tym roku pójdzie też, polecając Bogu obie córki, które wybrały samodzielną wędrówkę liczącą
- To świetny sposób, żeby się zatrzymać, popatrzeć na siebie z innej perspektywy i dostrzec to, czego chce dla mnie Pan Bóg. I oddać się Mu całkowicie. Od dawna chciałem iść na EDK, ale zawsze coś przeszkadzało, była jakaś wymówka. Teraz wreszcie się zmobilizowałem, bo chcę się też zastanowić nad tym, jak, będąc ojcem, dotrzeć do własnych dzieci, jak zmienić siebie, żeby dać im dobry przykład. Jeszcze są malutkie, ale już trzeba o tym pomyśleć - zdradza Kornel Płonka z Kęt.
W drogę z Andrychowa wyruszył też ks. Piotr Bratek. - Idę, bo to dobry czas, by przemyśleć parę rzeczy, stanąć wprawdzie wobec siebie. To też czas, by powiedzieć Panu Bogu: "Dziękuję!" - tłumaczy kapłan.
W rejonie andrychowskim sztabem EDK kierował Andrzej Goszczycki, wspierany przez żonę Teresę. Opracowane zostały szczegółowe opisy tras, a nad bezpieczeństwem na szlaku czuwali pielgrzymujący jak inni ratownicy Maltańskiej Służby Medycznej. Na każdego uczestnika czekają też opaski odblaskowe z logiem EDK i herbem Andrychowa. Zanim ekstremalni wyruszyli już po raz czwarty w drogę, modlili się wspólnie z kapłanami dekanatu andrychowskiego pod przewodnictwem bp. Romana Pindla, a wielkopostną jałmużną wsparli stowarzyszenie na rzecz dzieci niepełnosprawnych "Razem Zawsze", powstałe niedawno przy parafii św. Macieja. Ks. prał. Stanisław Czernik odczytał im słowo z Watykanu, przekazujące błogosławieństwo papieża Franciszka dla uczestników EDK.
- Niezwykłą Drogą Krzyżową jest ta, na którą dziś wyruszacie - mówił do nich biskup Pindel. Jak wskazywał, niezwykły jest towarzyszący modlitwie ekstremalny wysiłek fizyczny, który przybliża człowieka do ogromu cierpień Syna Bożego, ale pozwala też dotknąć własnych ran i słabości. - Macie niepowtarzalną szansę złączyć się z tą jedyną męką i śmiercią Chrystusa, która daje siłę, przebaczenie, nawrócenie, nadzieję, uzdrowienie, a przede wszystkim zbawienie każdemu, kto wierzy - mówił bp Pindel.