... powrócę raz jeszcze do fragmentu Ewangelii czytanej w jedną z wcześniejszych niedziel. To też była przypowieść, i też o winnicy.
Przypominają sobie Państwo, jak to pewien gospodarz założył, wybudował winnicę.
Tak na pierwszy rzut oka może nam się wydawać, a może przy tym pobrzmiewa tu i próba jakiegoś samousprawiedliwienia, że takie opowieści odwołujące się do zakładania winnicy czy wypasu owiec nie bardzo są już dla nas czytelne i nie wiele mogą nam powiedzieć wszak pod naszą szerokością geograficzną ani zakładanie winnic ani wypas owiec nie mają raczej racji bytu, stąd i my też jakby nie bardzo czujemy postawy i zachowania gospodarza winnicy, czy pasterza owiec.
Ale tak naprawdę to tylko pozór, a może nawet więcej, świadoma niechęć, żeby przypowieści odczytywać współcześnie i dla siebie, a przynajmniej próbować.
Wróćmy, więc teraz do przypowieści opowiadającej, jak to pewien gospodarz założył winnicę. Zrobił wszystko jak trzeba, jak należy, wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, nawet zabezpieczył, bo otoczył ją murem. I tak należycie przygotowaną oddał ją w dzierżawę rolnikom. Oni na niej pracowali, gospodarowali, wykonywali swoje obowiązki. Gdy nadszedł czas zbiorów pozbywszy się posłanych sług po należny gospodarzowi plon, łącznie z synem gospodarza zresztą, zadecydowali: posiądziemy jego dziedzictwo, jego własność.
Tak sobie pomyślałem, że nie od rzeczy byłoby w tej winnicy zobaczyć świat, otoczenie, przestrzeń, państwo, spółki, firmy, zakłady, w których żyjemy i pracujemy, łącznie z Kościołem. Otóż warto, żebyśmy na nowo zdali sobie sprawę, że wszystko to zostało przez Pana Boga, Opatrzność, naturę, jak kto woli należycie, dobrze logicznie przygotowane i oddane nam w dzierżawę, do dyspozycji, tylko wynajęte i to na dość określony czas. Myśmy tego sam z siebie ani nie stworzyli, ani nie zbudowali.
Nie od rzeczy byłoby też zobaczyć siebie samych w tych rolnikach, najpierw, jako tych, którzy tę przestrzeń do życia, pracy, służby tylko otrzymali do dyspozycji, do gospodarowania i to bez własnej zasługi. Tak na marginesie warto zauważyć, że ci rolnicy pracowali dobrze, nie byle jak, nie zmarnowali powierzonej im własności, włożyli w tę winnicę zwoje zaangażowanie i wysiłek. Ich praca przyniosła plon i to dobry, skoro gospodarz posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny.
I ten dobry plon, owoc ich wysiłku, ta ich dobra praca, zaangażowanie, zawodowy sukces trochę im zaszkodził. Obrośli w piórka, poczuli prawo do własności, postanowili uznać za swoje, to co dostali w dzierżawę, co im wynajęto.
Podobnie jak ci rolnicy my też w te wszystkie powierzone nam przestrzenie życia, pracy i służby wkładamy nasze zaangażowanie, nie marnujemy talentów, nasza praca przynosi dobre plony i owoce. Cieszymy się sukcesami. Tyle tylko, że tak jak oni równie szybko, żeby nie powiedzieć, że szybciej, obrastamy w piórka i to, co tylko zostało nam powierzone, oddane do dyspozycji, wynajęte: świat, otoczenie, przestrzeń, państwo, spółki, firmy, zakłady i kościół także uznajemy i traktujemy jak swoje, jak swoją własność.
Ta pokusa zawłaszczenia tego, co nie moje, co mi nie należne jest niezwykle silna i powiedziałbym, że coraz powszechniejsza i coraz zachłanniejsza.
Korzystający ze świata i otoczenia, decydujący o państwie, zarządzający i pracujący w ministerstwach, mediach, spółkach, zakładach, także i w kościele na różnych zresztą szczeblach, nie tylko tych najwyższych zachowujemy się tak, jak ci rolnicy, i teraz to my postanawiamy, że posiądziemy to dziedzictwo.
Nie sposób też nie odnieść wrażenia, że ta pokusa wręcz logika zawłaszczania cudzego, czynienia swoim, co nie moje i co mi nie należne staje się coraz powszechniejsza i odnosi się już do przestrzeni dużo szerszych niż tylko materialno własnościowe.
Ci rolnicy postanowili też pozbyć się syna gospodarza, bo to dziedzic. Innymi słowy postanowili przerwać pewną ciągłość nie tylko własności, ale też zasad funkcjonowania, wzajemnych relacji. W domyśle budując nowe, własne.
Być może zabrzmi to cokolwiek kaznodziejsko, ale zdaje mi się, że i tu mamy z nimi coraz więcej wspólnego. My też w swojej logice robimy wiele, żeby zachwiać świadomość, kto jest tego świata gospodarzem, a kto tylko najemcą, co więcej robimy też sporo, żeby zrezygnować z ciągłości zasad życia i wzajemnych relacji opartych Dekalogu i przykazaniach miłości Boga i bliźniego.
I na koniec, w kontekście tej relacji Gospodarza i rolników przypomniało mi się, że kiedyś taka naturalna, nawet oczywista świadomość tego, że nie wszystko ode mnie zależy, nie wszystko jest moje i moją zasługą pobrzmiewała w takim bardzo prostym powiedzeniu. Słyszałem jest dość często u dziadków i u rodziców. Teraz słychać je rzadko, prawie wcale. I ja też, co przyznaję, niemal go nie używam. A mam na myśli to proste, a jakże wymowne: Dzięki Bogu. To dzięki Bogu zdarzyło się to i tamto, przeżyłem to i owo.
Ileż to życiowej mądrości, dystansu do siebie, świadomości własnego miejsca i znaczenia w tym urzekająco prostym: Dzięki Bogu.
No cóż, chyba już czas wrócić do tego powiedzenia, a w ślad za nim do przekonania, że to wszystko Dzięki Bogu, czego wszystkim łącznie z sobą, coraz bardziej podobnym do tamtych rolników serdecznie życzę.