Swoje 18. urodziny obchodziła w Powstaniu Warszawskim. Zmarła pięć dni po 71. rocznicy wykonania wyroku na znienawidzonym przez mieszkańców Warszawy Franzu Kutscherze, szefie SS i policji na okręg warszawski. Maria Stypułkowska-Chojecka spocznie na Cmentarzu Powązki Wojskowe.
Z harcerstwa trafiła do "Parasola", batalionu Armii Krajowej, którego najsłynniejszą akcją było wykonanie wyroku na Franzu Kutscherze, zbrodniarzu niemieckim odpowiedzialnym za terror i egzekucje uliczne w Warszawie.
W akcji 1 lutego 1944 r. wzięło udział 12 osób, w tym "Kama". Rozkaz zgładzenia Kutschery wydał dowódca Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej AK pułkownik August Emil Fieldorf „Nil”.
Zamach był przeprowadzony w rejonie skrzyżowania ul. Piusa XI i Alei Ujazdowskich oraz ul. Szopena. Cała akcja trwała 1 minutę i 40 sekund, choć przygotowanie, w tym obserwacja "kata Warszawy", co przypadło "Kamie" - wiele dni.
- Strzałów padło mnóstwo. Słyszałam detonacje, wybuchy granatów. Wiedziałam, że nasze „filipinki” - granaty - działają przede wszystkim siłą rozprysku, czyli odłamkami, a nie siłą wybuchu. Rozróżniałam, że są to granaty nasze - wracała pamięcią po 60 latach.
Do Grup Szturmowych Szarych Szeregów skierowana została rok przed wybuchem Powstania, w sierpniu 1943 r. Ukończyła kurs wojskowy, sanitarny, łączności konspiracyjnej oraz Zastępczy Kurs Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty "Agricola". W oddziale "Agat"-"Pegaz"-"Parasol" była łączniczką oraz prowadziła rozpoznanie i brała udział w wielu akcjach dywersyjnych, sabotażowych i likwidacyjnych na wysokich funkcjonariuszy gestapo i administracji niemieckiej oraz w akcjach bojowych.
Pierwszą jej akcją było rozpoznanie Ernsta Weffelsa, kierownika zmiany oddziału kobiecego na Pawiaku, znanego z sadyzmu i okrutnego traktowania więźniów.
- Przed akcją pobiegłam do kościoła na placu Zbawiciela. Przed obrazem Świętej Teresy, który wisi do dnia dzisiejszego, modliłam się, żebym się nie pomyliła, bo przecież koledzy będą narażali swoje życie, i żeby nie „spalić” tej akcji - wspominała udaną akcję "Kama".
W czasie Powstania Warszawskiego przeszła szlak bojowy oddziału "Parasol": Wola, Stare Miasto, Śródmieście, Czerniaków, Mokotów, Śródmieście. Trzy razy szła kanałami, przeprowadzając rannych towarzyszy broni.
- Szliśmy po tej desce. Czasem na desce leżał człowiek, czego nie widziałam. W ogóle nic nie widziałam. To jest straszne… Ileś godzin i nic nie widać… Nad lustrem mazi miejscami była tylko taka przestrzeń, że głowa wystawała. I w tej przestrzeni był gaz błotny i to, czym myśmy oddychali - wspominała. - W „Parasolu” podobno było 700 osób. Jeżeli powiem, że nie pamiętam, czy nas 100 osób szło, to nie będę daleka od prawdy. Ale była to spora grupa, jednakże nawet nie było połowy, dlatego że duża część to byli zabici, zarówno dziewczęta jak i chłopcy, to byli ranni, których zostawiono na Starym Mieście i których Niemcy zabili lub ranni, którzy przeszli ze Starego Miasta do Śródmieścia i zostawieni byli w szpitalach.
czytaj więcej: