O igrzyskach, szansach małego Jasia, planach dla turystyki, Polskim Himalaizmie Zimowym i zaczynaniu dnia na kolanach z ministrem sportu i turystyki Witoldem Bańką rozmawia Wojciech Teister
To są działania na dużą skalę …
Bardzo dużą skalę, dlatego niczego nie mogę na tym etapie obiecać, bo przyznam szczerze, że ten temat nie jest jeszcze w pełni rozeznany, ale jest to brane pod uwagę. Podsekretarz stanu, pani Dorota Dulińska ma pewne pomysły, których nie chcę na tym etapie zdradzać, ale mogą być motorem, który popchnie turystykę w dobrym kierunku.
Jest taka przestrzeń, która mocno łączy sport i turystykę, a jednocześnie jest elementem pewnej naszej tradycji narodowej: to są wyprawy w góry najwyższe. Jakie będzie stanowisko ministerstwa względem programu Polski Himalaizm Zimowy? Z jednej strony mamy w himalaizmie wybitne osiągnięcia, z drugiej po tragedii na Broad Peak przez kraj przetoczyła się gwałtowna debata na temat finansowania tak ryzykownego sportu, który ma chyba tyleż samo przeciwników, co zwolenników.
Tak jak w przypadku innych dyscyplin sportowych, które również są bardzo ryzykowne. Przykładowo skoki narciarskie to też jest swego rodzaju ryzyko. Dla mnie, biegacza, sport ekstremalny, mimo, że uwielbiam go oglądać. Ja bym nie deprecjonował himalaizmu ze względu na ryzyko związane z tym sportem. Uprawianie sportu często wiąże się z ryzykiem. Jeśli jednak chodzi o kwestie różnego rodzaju wsparcia dla himalaizmu ze strony ministerstwa, potrzebuję trochę czasu by wypracować sobie stanowisko w tej sprawie.
Na ile w pana życiu wiąże się wiara i determinacja w kształtowaniu kariery sportowej, politycznej? Na ile jedno wspomaga drugie, a na ile stanowiło pewną trudność?
Nigdy się wiary nie wstydziłem i nie mam zamiaru wstydzić jako minister. Wiara mi zawsze pomagała w trudnych sytuacjach życiowych, również tych związanych ze sportem. Niejednokrotnie człowiek się buntował przeciwko Panu Bogu, ale każdy z nas ma takie etapy. U mnie to nie był bunt związany z niechęcią do Niego, raczej nieumiejętność pogodzenia się z pewnymi sytuacjami, które mnie w życiu spotykały. Patrząc z perspektywy czasu, jak moje życie wyglądało i tego, gdzie jestem dzisiaj, i jak potoczyło się moje życie sportowe, także pewne elementy niespełnienia sportowego to widzę, że Pan Bóg to fenomenalnie poukładał. I teraz jak składam sobie te wszystkie wydarzenia w całość, to jest niesamowity plan, którego kiedyś nie umiałem dostrzec i widzę dopiero dzisiaj. A na etapie ministerialnym, pytano mnie jak sobie radzę z tym obciążeniem i stresem: po prostu zaczynam i kończę dzień na kolanach, tak jak do tej pory i to naprawdę pomaga, bo wiem, że jest Ktoś nade mną, kto daje mi ogromne wsparcie.