O igrzyskach, szansach małego Jasia, planach dla turystyki, Polskim Himalaizmie Zimowym i zaczynaniu dnia na kolanach z ministrem sportu i turystyki Witoldem Bańką rozmawia Wojciech Teister
Wojciech Teister: Czterystumetrowiec przesiada się na fotel ministra. To wygląda trochę jak zamiana sprintu na biegi długodystansowe. W jaki sposób widzi pan swoją funkcję?
Witold Bańka: Z pokorą podchodzę do tego zadania, bo to jest najważniejsze. Pamiętam jak pod koniec naszej ostatecznej rozmowy z panią premier podsumowałem to nasze zadanie, przed którym i rząd i moja mała osoba stoi: pokora i praca. Gdy rozmawiałem ze znajomymi po nominacji, pytano mnie też o emocje, jakie mną targały, kiedy powiedziałem „tak” i decydowałem się podjąć ten urząd. To było właśnie takie uczucie jakie ma sportowiec, kiedy wchodzi w bloki startowe - pełna mobilizacja, pozytywna koncentracja, nakręcająca adrenalina. I można to porównać ze startem w zawodach sportowych. Czyli nie uczucie euforii, radości, egzaltacji, tylko koncentracja na tym, że jest mnóstwo zadań do wykonania i poczucie odpowiedzialności. Dużej odpowiedzialności.
Przejdźmy do praktyki. Mały Jasiu ma duży talent sportowy, mieszka wiosce na wschodzie kraju, nie ma gdzie trenować. Rodzice nie mają możliwości, żeby mu zafundować wyjazd do dużego miasta. Jasiu ma jeszcze tego pecha, że jego ulubionym sportem nie jest piłka nożna, w której możliwości są stosunkowo duże wszędzie. Jakie perspektywy chłopak w Polsce? Jakie ma dzisiaj, jakie będzie miał za kilka lat?
No właśnie, świetne porównanie, bo to jest odwieczny problem polskiego sportu, że giną nam talenty. Że nie potrafimy tych talentów wyszukiwać. Kiedyś ten proces wyławiania talentów, szukania młodych osób polegał na tym, że mały Jasiu pojawiał się na lekcjach wychowania fizycznego. Nauczyciel W-F dostrzegał w nim talent i mówił: Jasiu, przyjdź na SKS. Z SKS-u po bliższym rozpoznaniu przekierowano go do klubu sportowego, stamtąd wytrenowany Jaś dostawał się do kadr wojewódzkich, kadry narodowej, a na końcu była wisienka na torcie, czyli kadra olimpijska. I my musimy bardzo duży akcent położyć na sport dzieci i młodzieży. Na wyszukiwanie talentów. Na systemowe rozwiązania w tym względzie, bo bez sportu dzieci i młodzieży nie możemy mówić o jakimkolwiek sporcie wyczynowym. Rozmawiamy teraz z panią minister edukacji Anną Zalewską nad powrotem koncepcji SKS-ów. Gdy rozmawiam ze środowiskiem trenerskim, temat SKS-ów został entuzjastycznie przyjęty: „Tak, to było dobre rozwiązanie”. Pani premier wywodzi się z SKS-u, grała przecież w piłkę ręczną. Musimy wrócić do tej koncepcji, żeby nam Jasiu nie zginął. Żeby już w pierwszych latach szkoły podstawowej nauczyciele wychowania fizycznego wychwytywali te utalentowane dzieci i przekierowywali do profesjonalnego sportu.
Co się z tym wiąże w jakiś sposób: Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Czy jakieś zmiany w tym względzie będą? Bo część tych szkół boryka się z problemami, część stoi przed widmem likwidacji, a jak wiadomo te szkoły już specjalistycznie przygotowują młodych sportowców do …
Na pewno będziemy chcieli pójść w kierunku tworzenia centrów szkoleniowych. Jesteśmy na etapie analizy funkcjonowania tego systemu. Trzeba wziąć pod uwagę, że zaledwie miesiąc jesteśmy w ministerstwie. W resorcie trwa obecnie audyt. Chcemy poznać problemy, wykryć ewentualne nieprawidłowości, ale też usprawnić działanie ministerstwa. Po zakończeniu audytu chcemy ostro ruszyć z działaniem. Przykładowo jesteśmy po spotkaniu z panią premier z pływakami, którzy wrócili z mistrzostw Europy w Izraelu, na krótkim basenie. To było bardzo owocne, fajne spotkanie, gdzie środowisko pływackie przedstawiało nam różne pomysły na rozwój ten dyscypliny. Chcemy poznać zdanie tych, którzy poszczególne środowiska sportowe tworzą, bo oni najlepiej wiedzą, czego im potrzeba.