Trwa Rok Życia Konsekrowanego. Wspomnienie Ofiarowania Matki Bożej, obchodzone w kalendarzu liturgicznym 21 listopada, zachęca do szczególnej pamięci i modlitwy za zakony kontemplacyjne. Zaglądamy więc do przasnyskiego klasztoru mniszek Klarysek Kapucynek.
Na uroczystość obłóczyn zakonnych 4 lipca 1948 r., podczas których otrzymała imię s. Maria Celestyna od Niepokalanego Serca Maryi, przyjechała do Przasnysza jej mama Stefania Przychodzeń.
Wówczas do obłóczyn przystąpiły cztery siostry: s. Maria Antonina, s. Maria Konrada, s. Maria Ludwika i s. Maria Celestyna. Przyjechały też matki wszystkich czterech sióstr.
Każda matka wpatrzona była w swoją córkę, ale chyba matka s. Celestyny najbardziej była w nią wpatrzona, a przy każdym odezwaniu się s. Celestyny, podczas gościny w rozmównicy klasztornej, chwaliła córkę mówiąc: "Ona wszystko potrafi dobrze zrobić".
Ponieważ główny dochód klasztoru po wojnie stanowiło przygotowywanie kwiatów, wiązanek i wieńców pogrzebowych, przełożona zdecydowała, aby przeznaczyć s. Celestynę, jako sumienną pracownicę, do cieplarni, do pomocy s. Józefinie Sadowskiej.
Przełożona liczyła na to, że s. Józefina, jako dobry fachowiec, nauczy s. Celestynę dobrze prowadzić cieplarnię, że się nic nie zmarnuje, a zgromadzenie liczące ponad 40 sióstr będzie miało dochód i zapewnione utrzymanie. Tak też się stało.
Gdy w jakiś czas potem, jedna z sióstr zaciekawiona zajrzała do cieplarni i zapytała s. Józefinę, czy s. Celestyna już umie hodować kwiaty, s. Józefina odpowiedziała: "Ona już wszystko wie i potrafi sama poprowadzić cieplarnię".
W 1959 r. s. Józefina ciężko zachorowała i s. Celestyna całkowicie objęła wtedy prowadzenie cieplarni i wykonywanie wieńców pogrzebowych. Pracę tę s. Celestyna wykonywała już przez całe swe życie zakonne, aż do ostatniej choroby.
Była zakonnicą cichą, skromną, nie wymagającą niczego dla siebie. W swoim notesiku z myślami duchowymi napisała słowa, które tak wiernie ją charakteryzowały: "Nisko siadaj, mało jadaj, nic nie gadaj".
Ale jednak potrafiła być stanowcza i domagać się sumienności w pracy i wykonywaniu obowiązku od sióstr przeznaczonych jej do pomocy.
Niektórym siostrom to nie odpowiadało, bo uważały, że można zrobić tak samo dobrze, lecz według ich sposobu, a nie jak życzyła sobie s. Celestyna. Ona jednak miała doświadczenie, więc lepiej było jej słuchać.
Całe swe życie wzorowo się sprawowała, odznaczała się wielką miłością Boga i bliźniego.
Praktykowała ubóstwo zakonne w stopniu doskonałym, była bardzo rozmodlona, szczególnie kochała modlitwę brewiarzową w nocy, po odmówieniu której wspólnie z siostrami, pozostawała jeszcze sama w chórze długo w nocy na adoracji Najświętszego Sakramentu.
Ręce s. Celestyny, gdy nie pracowały fizycznie, nieustannie przesuwały paciorki różańca. Pan Jezus pośpieszył się ją zabrać w stosunkowo młodym wieku. Miała 63 lata jeszcze nie ukończone, gdy odeszła do domu Ojca.
Mogła jeszcze żyć i pracować, ale widocznie potrzebna była Bogu jej ofiara życia i cierpienie dla ratowania dusz, skoro tak szybko Pan wezwał ją do Siebie. Była przygotowana na spotkanie z Bogiem w wieczności i świadoma, że odchodzi do domu Ojca.