PiS bierze wszystko, Korwin-Mikke niezadowolony, lewicy nie ma, a w PO...
Według niego wzrost liczby głosów wynika z wejścia w wiek wyborczy kolejnych młodych osób, które w wyborach do europarlamentu w 2013 roku nie głosowały.
"Nowe idee zwyciężają nie dlatego, że są słuszne, ale dlatego, że zwolennicy starych wymierają. Jestem jednak absolutnie pewien, że zanim wymrą zwolennicy socjalizmu, to ten ustrój się zawali" - powiedział lider partii.
Korwin-Mikke dodał, że dziwi go przede wszystkim doskonały wynik Platformy Obywatelskiej. "Byłem pewien, że 20 proc. PO nie przekroczy, ale widocznie tak musiało być" - mówił.
Podkreślił, że nawet w przypadku utrzymania się niekorzystnego wyniku, jego celem nadal będzie przekonanie jak największej liczby ludzi do naprawiania Polski.
Po jego przemówieniu kilkuset zwolenników zgromadzonych w warszawskim klubie Hybrydy, gdzie odbywał się wieczór wyborczy, skandowało "Korwin-Mikke" oraz hasło kampanii "Wolność, własność, sprawiedliwość". Razem z prezesem na scenie było kilkunastu kandydatów i kandydatek na posłów z list KORWiN.
"Wiemy doskonale, jak duże były błędy sondażowe, oczywiście lepiej byśmy się czuli, gdyby tam było 5,01 proc., a nie 4,9. Niemniej jestem głęboko przeświadczony, że ten wynik się poprawi, ponieważ dojdą głosy z zagranicy. Ludzie za granicą wiedzą, dlaczego wyjechali. Wiedzą kto ich wygonił z tego kraju i przed kim uciekali" - mówił przemawiający po Korwin-Mikkem poseł i kandydat KORWiN Przemysław Wipler.
Jak dodał, do takiego myślenia skłoniły go e-maile i smsy od głosujących za granicą Polaków, w których wyrażali nadzieję na obecność w przyszłym Sejmie "kilku myślących ludzi, którzy będą walczyli o jego normalność".
"Tego domagają się ci ludzie i jesteśmy przekonani, że ich głosy mogą być tym małym kamyczkiem, który przeważy tę szalę" - przekonywał Wipler.
"Udowodniliśmy, że inna polityka jest możliwa; że jest możliwa polityka robiona przez zwykłych ludzi i w interesie zwykłych ludzi; że jest możliwa polityka, która nie kończy się na roszadach w telewizyjnych studiach, a która dzieje się na ulicy, która dzieje się w kontakcie z innymi ludźmi, która jest robiona przez związkowców, przez spółdzielców, przez ludzi, którzy walczą przeciwko umowom śmieciowym. To jest nasz pierwszy krok" - mówił Zandberg.
"To są 4 proc., które wywalczyliśmy na ulicach, które wywalczyliśmy, chociaż przez większą część kampanii telewizje poświeciły nam 8 sekund" - podkreślił.
Jego zdaniem, polityka nie zaczyna się, ani nie kończy w telewizyjnych studiach ani nad urną wyborczą. "Polityka jest każdego dnia, kiedy tysiące ludzi z Razem będą w swoich miastach, w swoich miasteczkach, stać po stronie ludzi pracy, organizować się w obronie pracowników, których prawa są łamane, budować spółdzielnie, prowadzić edukację - tam będziemy działać jutro, pojutrze, przez kolejny miesiąc, przez kolejny rok, przez kolejne lata" - deklarował Zandberg. "W końcu będzie w Polsce demokratyczna lewica, za którą nie trzeba się wstydzić" - mówił.