Przewodniczący Zespołu KEP ds. Bioetycznych mówi, dlaczego nie ma zgody na in vitro i czym powinni kierować się katolicy.
Do Sejmu trafiły cztery projekty dotyczące zapłodnienia pozaustrojowego, w tym projekt przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia, przedstawiany jako rządowy. Ksiądz Arcybiskup nazwał go jednym z gorszych w tej sprawie, dlaczego?
Utrwala on jedynie bezprawie, które teraz obowiązuje. Ogólnego stanu rzeczy, jeśli chodzi o podstawowe kwestie bioetyczne wcale nie zmienia. Wszystkie kliniki in vitro, które działają, a których liczba nie jest dokładnie znana, nie mają żadnym norm prawno-biologicznych, które wyznaczałyby ich działanie. W całej dyskusji na temat in vitro centralnym problemem jest status embrionu. Na ten temat jest szeroka literatura, a dyskusja naukowa toczy się od lat. U nas ten podstawowy aspekt jest pomijany. Polska w 1997 roku podpisała Konwencję Bioetyczną z Oviedo. Ale do tej pory jesteśmy jednym z krajów europejskich, który jej nie ratyfikował.
Co zakłada konwencja z Oviedo?
Próbuje unormować sprawy dotyczące biotechnologii. Jej autorzy są świadomi, „że niewłaściwe wykorzystanie biologii i medycyny może zagrażać godności ludzkiej". Dokument bardzo jasno stwierdza, że „interes i dobro osoby ludzkiej przeważa nad wyłącznym interesem społeczeństwa lub nauki". Ta konwencja nie jest może idealna, ale porządkuje niektóre sprawy, które pojawiają się również przy in vitro. Ustanawia główne punkty odniesienia dotyczące różnic między wartością człowieka w jego pierwszych fazach istnienia w stosunku do innych komórek i tkanek. Warunkiem ratyfikacji jest wprowadzenie prawa krajowego regulującego te kwestie.
Dlaczego projekt rządowy nie polepsza sytuacji? Minister Arłukowicz mówił w Sejmie, że jest on wynikiem kompromisu i medycznego i etycznego?
Warstwa etyczna całkowicie się tutaj zagubiła. Projekt przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia traktuje embrion jak zlepek komórek lub tkanek. To omijanie problemu. Mówiąc językiem biologicznym, embrion jest początkiem nowego osobnika i odrębny organizmem, a nie tylko częścią organizmu matki. Z punktu widzenia nauki nie ulega wątpliwości, że w zarodku obecna jest cała genetyczna struktura człowieka, różna od genetycznych rodziców i jest w nim zakodowana dynamika rozwoju. Człowiek zaczyna się więc od momentu powstania jego embrionalnej struktury komórkowej, a nie w jakimkolwiek innym momencie. Tymczasem w toku procedury in vitro łatwo dochodzi do niszczenia embrionu.
Pojawia się argument, że mrożenie, to nie jest niszczenie. A zamrożone zarodki będzie można później adoptować?
Nawet te zamrożone mają niski procent przeżywalności ze względu na to, że znajdują się w warunkach skrajnie niefizjologicznych. Ten fakt ma bardzo duże znaczenie. Główny zarzut w stosunku do in vitro jest właśnie taki, że ma ono bardzo duży skutek letalny czyli śmiercionośny. Jeśli chodzi o argumenty racjonalne, a także te odwołujące się do wiary, to podstawowy problem jaki się tutaj otwiera dotyczy problematyki piątego przykazania czyli nie zabijaj.
Prezydium KEP wydało tym apel do parlamentarzystów, podkreślając zagrożenia związane z in vitro w proponowanym kształcie. Pojawiają się pytania o ewentualny kompromis i jego granice?
Kościół jasno naucza w tym względzie. Kompromis moralny nie jest możliwy. Rolą posłów jest walka o najwyższe dobro, jakie jest możliwe do osiągnięcia. Kościół nie może proponować zła ani się zanim opowiadać. Czasami jeśli nie da się osiągnąć najwyższego dobra, najlepszym stanem, jaki uda się uzyskać jest wymuszone mniejsze zło. Ale Kościół nie może od razu opowiadać się za mniejszym złem. W apelu Prezydium KEP jest wyraźne zaznaczenie, że „jedynie ci politycy, którzy konsekwentnie popierali projekt godziwy – jeśli poniósł on porażkę – mogą w zgodzie z sumieniem poprzeć projekt stanowiący mniejsze zło.
A przekładając to na konkretne projekty ustaw?
Każdy z nich ma inną kwalifikację moralną. Są projekty skrajnie złe i mniej złe, czyli lepsze. Najlepszy z punktu widzenia racjonalnego i moralnego jest projekt, który całkowicie zakazywałby zapłodnienia pozaustrojowego. Powody takiego sprzeciwu możemy sprowadzić do trzech podstawowych rzeczy. W czasie tej procedury dochodzi do programowanej, planowanej śmierci innych embrionów, którym nie dano szansy życia. Często są one chore ze względu na samą procedurę, w której się poczęły i panujące warunki laboratoryjne. Metoda zapłodnienia pozaustrojowego niesie ze sobą wiele wątpliwości i niewiadomych. Nie znamy jej skutków na dłuższą metę. Nie wiemy, jakie są reperkusje w kolejnych pokoleniach. Genetycy zwracają uwagę na zwiększoną wadliwość u takich dzieci. Trzeba brać to pod uwagę.
Największe szanse ze względów politycznych ma projekt rządowy.
Rozwiązania proponowane przez rząd nie są żadną zmianą na lepsze. Sankcjonują jedynie obecny stan rzeczy. Poszukiwanie kompromisu politycznego polega na negocjacjach. To jest pewnego rodzaju walka. I katolicy muszą do tej walki przystąpić. Dobrze przygotowani w argumenty merytoryczne. Warto zauważyć, że w tym apelu prezydium episkopatu zawarty jest szereg bardzo konkretnych zarzutów wobec projektu promowanego przez rząd. Żadna z tych ośmiu wątpliwości nie została podjęta w dyskusji publicznej. Zmanipulowany został natomiast wątek o rzekomej ekskomunice.
Na czym polega ta manipulacja?
W apelu biskupów nie ma mowy o ekskomunice. Jest tylko przypomnienie, że Kościół to wspólnota wiary i obyczajów. Kto tej wiary nie wyznaje i nie stosuje obyczajów sam stawia się poza wspólnotą i tu nie trzeba żadnych orzeczeń. Biskupi skorzystali z prawa do wyrażania poglądów i sformułowali ocenę proponowanych rozwiązań. Zrobili to także właśnie z tego powodu, że w pracach parlamentu biorą udział posłowie i senatorowie, którzy nie tylko deklarują swoją przynależność do Kościoła, ale też uczestniczą w Eucharystii i przystępują do sakramentów. Zupełnie pominięty zostało wezwanie do polskiego rządu o to, żeby rozpocząć prawdziwy, medyczny program leczenia niepłodności, oparty na rzetelnej diagnostyce przyczyn i próbach ich likwidowania.