- Policja w Gdańsku próbowała uniemożliwić kibicom i reprezentantom środowisk patriotycznych przeprowadzenie legalnych uroczystości upamiętniających ofiary stanu wojennego - uważa ks. Jarosław Wąsowicz, współorganizator obchodów.
Kilkadziesiąt osób spotkało się na Targu Rakowym w Gdańsku, by jak co roku uczcić pamięć Antoniego Browarczyka, jednej z pierwszych i najmłodszych ofiar stanu wojennego.
W uroczystości wzięła udział rodzina zamordowanego, kibice Lechii Gdańsk, członkowie Stowarzyszenia Federacji Młodzieży Walczącej, NSZZ "Solidarność", radni Miasta Gdańska oraz dr Łukasz Kamiński, prezes Instytutu Pamięci Narodowej. Uczestnicy obchodów oddali hołd wszystkim ofiarom stanu wojennego.
W pewnym momencie na miejscu pojawili się policjanci. Funkcjonariusze spisali uczestników uroczystości i wypytywali o pozwolenie na zgłoszoną wcześniej, legalną manifestację. - Policjanci legitymowali wszystkich, w tym mamę Antoniego i jego siostrę. Wypytywali o szczegóły, chcieli spisać także mnie - relacjonuje ks. J. Wąsowicz.
- Wyglądało to na zamierzone działanie policji. Spotkanie było legalne i wcześniej zapowiedziane. Przemawiał także prezes IPN, czyli wysoki urzędnik państwowy. Jaki był cel spisywania danych uczestników obchodów i zakłócanie w ten sposób uroczystości? Według mnie była to prowokacja - twierdzi duchowny.
Oprócz legitymowania uczestników uroczystości funkcjonariusze wystawili także mandat za złe parkowanie Robertowi Kwiatkowi, prezesowi Stowarzyszenia FMW, który przywiózł znicze oraz krzyż wkopany symbolicznie w miejscu śmierci Antoniego Browarczyka.
Grażyna Browarczyk-Matusiak, siostra Antoniego, nie kryje oburzenia zachowaniem policji. - Robert zaparkował w niedozwolonym miejscu, ale jego auto nie utrudniało ruchu innym pojazdom i nie przeszkadzało przechodniom. Chodziło jedynie o to, by przenieść krzyż na miejsce uroczystości. Funkcjonariusze byli nadgorliwi. Nie docierały do nich żadne tłumaczenia, że chodzi o uczczenie ofiar stanu wojennego i by w takiej wyjątkowej sytuacji odpuścili - opowiada pani Grażyna.
- Policjanci bardzo długo spisywali dane Roberta. Ich działanie doprowadziło do bardzo dużego opóźnienia uroczystości. W końcu musieliśmy rozpocząć obchody bez Roberta. Odnoszę wrażenie, że było to celowe działanie funkcjonariuszy - podkreśla Grażyna Browarczyk-Matusiak.
- Po zakończeniu uroczystości funkcjonariusze pytali jeszcze czy mamy pozwolenie na postawienie krzyża i upamiętnienie w ten sposób brata. Na szczęście miałam ze sobą dokument z Zarządu Dróg i Zieleni, który mogłam pokazać policjantom - mówi pani Grażyna. - Moja mama, która jest starszą i schorowaną osobą, bardzo zdenerwowała się całą sytuacją - dodaje Grażyna Browarczyk-Matusiak i zapowiada, że napisze skargę na działania policjantów. - W moim imieniu występuje Anna Kołakowska, radna PiS, która brała udział w uroczystości - informuje.
Mł. asp. Lucyna Rekowska, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku wyjaśnia, że zgromadzenie było legalne, a jego uczestnicy zgłosili wcześniej w Urzędzie Miasta, że zorganizują takie spotkanie. Jednak gdańska policja nie została o tym poinformowana i zdecydowała się sprawdzić na miejscu jaki charakter ma zgromadzenie.
- Argumenty policji są niepoważne. Przecież organizujemy podobne spotkania w tym samym miejscu już od kilku lat. Pamiętali o tym samorządowcy, członkowie "Solidarności", pracownicy IPN, kibice, księża, a policja zapomniała? - dziwi się pani Grażyna. - Poza tym jeśli funkcjonariusze nie byli pewni czy zgromadzenie jest legalne, mogli najpierw spróbować się tego dowiedzieć w Urzędzie Miasta, zamiast wlepiać mandaty i legitymować uczestników obchodów - dodaje.
Sama uroczystość przebiegła spokojnie. Po wspólnej modlitwie uczestnicy zgromadzenia odpalili race, ułożyli krzyż ze zniczy oraz wbili tabliczkę upamiętniającą Antoniego. Kibice Lechii Gdańsk przygotowali także ogromny transparent z wizerunkami Wojciecha Jaruzelskiego oraz Czesława Kiszczaka z napisem "MOrdercy".
Antoni Browarczyk był członkiem NSZZ "Solidarność" i kibicem Lechii Gdańsk. Należał także do duszpasterstwa dominikańskiego. Przed wprowadzeniem stanu wojennego kolportował antykomunistyczne ulotki i rozwieszał plakaty na ulicach Gdańska. 17 grudnia 1981 roku brał udział w ulicznej manifestacji. Zginął od strzału w głowę. W dniu śmierci miał 20 lat.
Więcej o historii Antoniego Browarczyka i jego rodziny w 49. numerze "Gościa Niedzielnego".