„Pośród rozległej puszczy, w pobliżu plemion mojemu nauczaniu powierzonych, założyłem klasztor i zaludniłem go zakonnikami..."
„Pośród rozległej puszczy, w pobliżu plemion mojemu nauczaniu powierzonych, założyłem klasztor i zaludniłem go zakonnikami żyjącymi pracą rąk własnych w największej powściągliwości, według reguły świętego ojca Benedykta. Miejscowość tę uczciwie nabyłem i poświęciłem ją Zbawicielowi, tu też pragnąłbym złożyć kości moje”. Tak dzisiejszy patron, św. Bonifacy, pisał do papieża z założonego przez siebie klasztoru w Fuldzie. Dotarł tu aż z Anglii, gdzie przyszedł na świat jako Winfryd, zdobył wykształcenie i odkrył swoje zakonne powołanie. I mógł tam bezpiecznie dokończyć swojego pobożnego żywota jako Winfryd właśnie, gdyby nie czuł, że Dobra Nowina domaga się przekazania jej dalej. Poza strefę komfortu i przestrzeń bezpiecznych kościelnych struktur. Za zgodą papieża Winfryd staje się więc Bonifacym i rusza na tereny dzisiejszej Danii, Holandii, Niemiec, a nawet Austrii. Jako biskup misyjny buduje z mozołem strukturę Kościoła w północno-zachodniej Europie: przekonuje do Chrystusa przywódców plemion, zakłada kościoły, funduje klasztory, ustanawia miejscowych biskupów, zwołuje synody i nieustannie prze naprzód. Dopiero we wspomnianym już tutaj klasztorze w Fuldzie św. Bonifacy-Winfryd pozwoli sobie na nieco dłuższą chwilę wytchnienia. Taką w sam raz, by zebrać siły i jako 80-letni starzec udać się w podróż do Fryzji, od której zaczął swoją misyjną działalność wiele lat temu, a gdzie obecnie próbowało odrodzić się pogaństwo. Tam też św. Bonifacy-Winfryd ginie męczeńsko 5 czerwca roku 754. To bardzo symboliczna śmierć – obok jego ciała upada bowiem księga Ewangelii, której użył jako tarczy przed ciosem miecza. Miecz, a jakże, odebrał życie biskupowi, ale okazał się bezradny wobec Bożego Słowa, które dzięki jego posłudze rozlało się po całej Europie.