To miał być dar babć ze Wspólnoty "Miasto na Górze" w Bielsku-Białej dla ich wnuczek. Także tych przyszywanych. Szesnaście dziewczynek przekonało się, że ubrania nie pojawiają się w sklepie ot tak, z kosmosu! Zasiadły przy maszynach do szycia i pilnie brały udział w feryjnych warsztatach krawieckich.
W czasie ferii szesnaście dziewczynek, uczennic szkół podstawowych, brało udział w warsztatach krawieckich, na które do budynku liceum Katolickiego Towarzystwa Katolickiego w Bielsku-Białej zaprosiły je mamy i babcie z diakonii dziecięcej Wspólnoty Przymierza "Miasto na Górze". Warsztatom towarzyszyły słowa: "Powierz Panu swe dzieło, a spełnią się twoje zamiary" (Prz 16, 3). Prowadziła je Zofia Czyrny - babcia z "Miasta na Górze" i właścicielka firmy krawieckiej "Zosia". Wspierały ją Anna Duś-Pomper i Teresa Żołdak.
Zofia Czyrny i Anna Duś-Pomper wśród uczestniczek warsztatów krawieckich w dniu ich zakończenia.- Naszym głównym zadaniem jako diakonii, jest głoszenie Ewangelii dzieciom. Natomiast, żeby im głosić Ewangelię, musimy też budować relacje między nimi, jedność. poprosiłyśmy o pomoc Zosię i stąd pomysł warsztatów, jako daru babć dla wnuczek. To też forma ewangelizacji - mówi Anna Duś-Pomper. - Na warsztaty zapisały się dziewczynki z rodzin związanych ze wspólnotą, ale i ich koleżanki. To nie są warsztaty komercyjne. Po prostu mamy dar, którym chcemy się dzielić z dziećmi i pomóc im się rozwijać - dodaje Anna.
Przez warsztaty mamy i babcie chciały przypomnieć dzieciom tradycyjne zawody rzemieślnicze i obudzić w nich ukryte talenty.
Dziewczynki i ich opiekunki w czasie warsztatów krawieckich z "Miastem na Górze".- Kiedy pytam dziewczynki, kim chciałyby być jak dorosną, słyszę: youtuberką, piosenkarką, tancerką, influencerką. A zapytane skąd się biorą ser czy ubrania, od razu odpowiadają: ze sklepu przecież! - opowiada Zofia Czyrny.
W zeszłym roku, kiedy odbyła się pierwsza edycja warsztatów, dziewczynki szyły worko-plecaki i kosmetyczki. Uczestniczki ubiegłorocznych zajęć kupiły po nich za oszczędności i z pomocą rodziców swoje maszyny i chciały się dalej uczyć.
Babcia Zosia służyła fachową pomocą każdej kursantce.Tym razem babcia Zosia zaprosiła je do uszycia poduszki i poszewki, gumki-frotki do włosów oraz dwustronnej czapeczki z dzianiny. Dziewczynki same wybierały w hurtowni wzory i kolory tkanin. Odwiedziły także szwalnię babci Zosi w Bielsku-Białej.
Zofia Czyrny, emerytowana nauczycielka, śmieje się, że wciąż nie może usiedzieć na miejscu. Jest we wspólnocie od 30 lat. Podejmowała w niej różne odpowiedzialności
- Ze względu na wiek oddawałam je młodszym, bo trzeba im robić miejsce, a tym samym "czynić uczniów" - podkreśla. - Czuję, że mam jeszcze tyle do dania innym i że muszę to zrobić. Stwierdziłam też, że zrobiła się jakaś luka w postrzeganiu rzeczywistości przez dzieci - opowiada, przywołując rozmowy o ich wymarzonych zawodach. - Nie znają niemal w ogóle zawodów rzemieślniczych. Maszyny do szycia kojarzą się im z babcią, rzadziej z mamą. Bo ubrania biorą się ze sklepu przecież. Pomyślałam, że można to zmienić, bo kiedy my umrzemy, poumierają i te zawody. Moim celem jest je zainspirować do działania. Żeby nie patrzyły tylko na filmiki, obserwując jak jakaś pani od rękodzieła robi coś pięknego, ale żeby same potrafiły to zrobić. Albo jeszcze inaczej - jeśli chcesz być youtuberką, to zobacz co wartościowego mogłabyś pokazać innym na swoim kanale.
Ciocia Teresa pomagała dziewczynkom zgłębiać tajniki warsztatu krawieckiego.Zajęcia zakończyły się rozdaniem dyplomów i pamiątek z warsztatów. Dziewczynki już czekają na kolejne.
Zofia Czyrny dodaje, że nie widzi przeszkód, żeby poprowadzić także kursy krawieckie dla dorosłych - jeśli tylko znajdą się chętni.
Pilne kursantki świetnie sobie radziły przy maszynach do szycia.