Uważam, że Putin nie jest dyktatorem, a wyłącznie reprezentantem FSB - Służby Bezpieczeństwa, jako instytucji dzierżącej władzę. Możemy się spodziewać, że jego następca, kimkolwiek by nie był, będzie od niego dużo gorszy - powiedział PAP.PL rosyjski historyk Jurij Felsztyński.
- Sądzę, że najprawdopodobniej Putin traci władzę. Ludzie, którzy obecnie go otaczają, np. Jewgienij Prigożyn, który – ujmując to delikatnie - jest postacią niekonwencjonalną, są dowodem na to, że Putin stracił kontrolę nad sytuacją. Jednocześnie muszę zaznaczyć, że nigdy nie postrzegałem Putina jako dyktatora, który byłby odpowiednikiem Łukaszenki. Uważam, że nie jest dyktatorem, a wyłącznie reprezentantem FSB - Służby Bezpieczeństwa, jako instytucji dzierżącej władzę. Dlatego nie wierzę, że jeśli Putin zniknie, czy to politycznie czy fizycznie, sytuacja zmieni się na lepsze. Możemy się domyślać, że są wokół niego ludzie niezadowoleni ze sposobu, w który prowadzi wojnę. I tu powstaje pytanie: czy niezadowolenie wynika z faktu, że w ich ocenie, wojna prowadzona jest zbyt statycznie? Być może niektórzy uważają, że Putin powinien pójść o parę kroków dalej? W związku z tym możemy się spodziewać, że jego następca, kimkolwiek by nie był, będzie od Putina dużo gorszy - stwierdził Felsztyński.
Kto będzie następcą Putina?
- Z pewnością nie będzie to ani Miedwiediew, ani Prigożyn. Być może będzie to ktoś z FSB, np. Patruszew. Nie można też całkowicie wykluczyć, że będzie to ktoś spoza FSB, czyli jedna z osób, które były częścią aparatu władzy w ciągu dwudziestu lat rządów Putina. Jednak czy w czasie wojny podjęta zostanie próba zastąpienia go urzędnikiem państwowym? To wątpliwe, ponieważ nic nie wskazuje na to, by ktokolwiek planował przerwanie inwazji - zauważył.
Jego zdaniem, wszystkim stało się jasne, że cele operacji rosyjskiej nie uległy zmianie. - Oczywiście pierwotnie nie zakładano, że wojna będzie trwała ponad dziewięć miesięcy. To z całą pewnością nie było planowane. Początkowo planowano szybkie przejęcie kontroli na Ukrainie, dotarcie do Mołdawii, a następnie przeniesienie inwazji na państwa bałtyckie. W takim scenariuszu siły konwencjonalne NATO nie byłyby gotowe do walki, ponieważ nie stacjonowały w Europie. Oczywiście nie mogłyby też użyć broni jądrowej, bo doszłoby do wojny nuklearnej na pełną skalę. Tak wyglądała pierwotna koncepcja Kremla i niestety jasne jest, że cele polityczne się nie zmieniły. Nadal są takie same, dlatego nie ma podstaw do negocjacji z Putinem - nadal chce władać wszystkimi terytoriami, które planował przejąć, kiedy rozpętał wojnę - podkreślił.
OGLĄDAJ relację na bieżąco: Atak Rosji na Ukrainę