Podobno życie zaczyna się dopiero po 40-tce. To nieprawda. Zaczyna się dopiero po 50-tce. I mam na to twardy dowód w postaci dzisiejszego patrona.
Podobno życie zaczyna się dopiero po 40-tce. To nieprawda. Zaczyna się dopiero po 50-tce. I mam na to twardy dowód w postaci dzisiejszego patrona. Po tym jak przeżył pół wieku na ojczystej ziemi, gdzie jak wiemy pogoda bywa różna, wyjechał w ciepłe kraje, postawił nie jeden, ale wiele domów i otoczyły go setki zakochanych w nim ludzi. Dolce vita? Słodkie życie? Nie. Raczej: la vita Divina. Boże życie, które sprawiło, że o ojcu Janie Beyzymie, jezuicie, zaczęto mówić 'anioł' zanim został ogłoszony błogosławionym. Urodził się na Wołyniu w połowie XIX wieku. Jako 20-latek wstąpił do Towarzystwa Jezusowego, jako 30-latek przyjął święcenia kapłańskie, jako 40-latek był uznanym wychowawcą i opiekunem kresowej młodzieży. A w wieku 50 lat co? Udał się na Madagaskar, by opiekować się trędowatymi! I nie była to żadna ekstrawagancja, tylko realizacja przygotowywanego od lat, przemyślanego, nowatorskiego i jak się okazało skutecznego planu pomocy tym ludziom. Planu, który zaowocował zbudowaniem szpitala dla 150 chorych, domów dla ich rodzin, kaplicy, gdzie znalazła dla siebie miejsce kopia obrazu Czarnej Madonny i pokoiku dla błogosławionego ojca Jana Beyzyma, który w miejscu tym przebywał już aż do śmierci w roku 1912. Jak jednak taki szalony plan w ogóle mógł się ziścić? To zdradza nazwa nadana temu miejscu: Marana. Czy w pełnym brzmieniu: Marana tha. Przyjdź Panie Jezu. Przyjdź i zrealizuj tu swój własny plan.