Odrzucić własną chwałę i moc swego oręża, by zmagać się z cudzym bólem, brudem i słabością?
Odrzucić własną chwałę i moc swego oręża, by zmagać się z cudzym bólem, brudem i słabością? Zrezygnować z przywilejów rycerskiego stanu i szlacheckiego urodzenia, by zniżyć się do potrzebujących? To jest możliwe. Dzisiejszy patron wszystko to wprowadził w życie i wytrwał w swoim postanowieniu aż do śmierci opiekując się chorymi w Genui, dlatego znamy go dzisiaj nie jako hrabiego Canefri czy rycerza Hugona, ale św. Hugo z Genui. Choć przyznajmy, że początkowo nic tego nie zapowiadało. Arystokrata, rycerz, idealista. Jako dwudziestolatek wstąpił do joannitów, czyli Rycerskiego Zakonu Szpitalników Świętego Jana, dzisiejszych kawalerów maltańskich, a na wieść o zdobyciu Jerozolimy przez wojska Saladyna i odpowiadając na wezwanie papieża Grzegorza VIII, ruszył na III wyprawę krzyżową. Ruszył, ale to co tam zobaczył skłoniło go do zdjęcia zbroi i założenia pielęgniarskiego fartucha. Po powrocie do Europy przez niemal pół wieku zajmował się już tylko leczeniem ran, a nie ich zadawaniem, nawet w szczytnej sprawie. Opiekował się chorymi, zarządzał szpitalem usytuowanym przy kościele kościół San Giovanni w portowej dzielnicy Genui, praktykował rycerską i zakonną dyscyplinę. Aż do swojej śmierci w roku 1233 św. Hugo pozostał zatem wierny zawołaniu, które przyświecało w średniowieczu rycerskim zakonom: „łagodniejsi niż jagnięta, odważniejsi niż lwy”.