Wszyscy znamy tę scenę. Oto w sali tronowej władcy Galilei, Heroda II Antypasa, trwa urodzinowa uczta.
Wszyscy znamy tę scenę. Oto w sali tronowej władcy Galilei, Heroda II Antypasa, trwa urodzinowa uczta. Są goście, nie brakuje wina, a przede wszystkim jest tańcząca Salome, która czaruje wszystkich swoją młodością. Jest także i Herod, który uwiedziony jej urodą wypowiada publicznie słowa obietnicy. No i mamy w końcu Herodiadę, która wykorzystuje słowa króla skierowane do swej córki, by dokonać zemsty na uwięzionym w lochu św. Janie Chrzcicielu. Zanim jednak na szyję dzisiejszego patrona spadnie miecz, a jego głowa trafi na misie w ręce dziewczęcia, a my rozejdziemy się niby goście owej uczty, każdy do swoich zajęć, otóż zanim to wszystko nastąpi mamy krótką chwilę na refleksję. Czy postąpiłbym inaczej? Inaczej niż Herod, który po prostu nie chce stracić twarzy przed licznym audytorium? Inaczej niż Salome, która tylko wykorzystała okazję, podsuniętą jej przez życie? Inaczej niż wszyscy zebrani na uczcie, spośród których nikt nie zaprotestował, gdy ważyły się losy św. Jana Chrzciciela? Tak, to są 'niewygodne' pytania, bo i 'niewygodna' jest droga, którą proponuje nam Chrystus, czego potwierdzeniem jest poniekąd męczeństwo św. Jana Chrzciciela. Uważacie państwo, że nie można tak stawiać sprawy? Zatem zajrzyjcie do św. Marka Ewangelisty: zanim Herod nakazał ściąć św. Jana Chrzciciela, lubił go słuchać i uważał go za męża prawego oraz świętego. A nawet wydając ten rozkaz był smutny i omal nie uronił łzy.