107,6 FM

Przywilej dopełniania Jego męki

Nie zostanę ukrzyżowany bez krzyża – Nolo sine cruce crucifixum.

Taki tekst wypisał pewnego razu na karteczce Paweł VI, komentując słowa swego wielkiego imiennika, Apostoła Narodów: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony dopełniam niedostatki udręk Chrystusa w moim ciele dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół”. Notatka papieża dała mi do myślenia. Wydedukowałem: przecież można cierpieć i umierać bez krzty radości. Umierać nie na Chrystusowym krzyżu, ale na palu egzekucyjnym wraz z jednym bądź drugim łotrem, złorzeczącym albo skomlącym. Tymczasem apostoł wprawia w osłupienie swoim: „…raduję się w cierpieniach”, dodając – „teraz”. Bowiem był czas, gdy chciał zabijać i wtrącać do więzień tych, którzy sprawiali mu przykrość albo burzyli jego spokój. Za owym „teraz” kryje się prawdziwa interwencja Boga, w konsekwencji przylgnięcie do Chrystusa i pozwolenie na to, by Zmartwychwstały przejął w nim inicjatywę. Chrystus na krzyżu wypił do końca kielich naszego zbawienia. Wszystko się dokonało. A zarazem Jego agonia trwa nadal – w zakamarkach naszych organizmów, w naszych stanach psychicznych, schorowanych organach i kościach, bolesnych odczuciach i porażkach. Byle tylko zgodzić się na owo „dopełnianie” Jego męki, na tryumf Jego miłości w pustce bólu.

Minęło właśnie pięć lat od narodzin dla nieba siedemnastolatka z Rzymu Davida Buggiego. Ofiarował świadomie swe życie, by inni młodzi – jak on – ludzie mogli spotkać Chrystusa. Był taki, jak każdy chłopak w jego wieku. Tyle że należał do wspólnoty neokatechumenalnej, korzystał z przedłużonej formacji duchowej po bierzmowaniu, ocierając się także o kręgi franciszkańskie. Dopadł go nowotwór. Zgoda na wolę Bożą w takich okolicznościach łączy się z potworną walką. Nie pozwolił chorobie wydrzeć sobie życia, ale zamierzał ofiarować je za innych. Zbliżył się mocno do Boga, którego ojcowską miłość czuł z bliska. W chorobie, która zdewastowała mu organizm, dostrzegł okazję do uczynienia ze swego życia dzieła sztuki. „Gdy nasz syn postanowił oddać się dobrowolnie Panu, zgadzając się, że umrze, mając zaledwie 17 lat, poprosił Boga tylko o jedno: by nie cierpiała z tego powodu rodzina, zwłaszcza ja” – opowiadała jego matka. „Bóg wysłuchał jego prośby. Od chwili, gdy David odszedł do nieba, nie opuszcza mnie radość”. I dodała: „Codziennie czuję, że mój syn żyje w niebie i że o nas się troszczy. Jedynym zmartwieniem, jakie mam, jest zbawienie naszych dusz. Skoro jego dusza przebywa w raju, czemu miałabym być smutna?”. Ofiara złożona Bogu z samego siebie na oddziale onkologicznym wyjednuje wciąż nowe łaski dla wielu osób. Z różnych stron docierają świadectwa na ten temat. Krążące na YouTube jego pełne radości przesłania, nagrywane jeszcze w okresie walki z rakiem, wlewają w serca wielu ludzi ufność do Boga i swoisty pokój. Zaczynają oni na nowo modlić się i słuchać Boga. W uszach wielu rówieśników pozostały słowa Davida: „Pan Bóg kocha cię pomimo twych słabości. On cię kocha!”. Rozpoznają, że to komunikat dla nich. •

Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy