Ta historia jest fascynująca. Ale nie z uwagi na fakt, że jej bohater to święty misjonarz ze zgromadzenia marystów, pierwszy męczennik Oceanii i jednocześnie jej główny patron.
Ta historia jest fascynująca. Ale nie z uwagi na fakt, że jej bohater to święty misjonarz ze zgromadzenia marystów, pierwszy męczennik Oceanii i jednocześnie jej główny patron. Fascynująca jest droga jaką św. Piotr Chanel pokonał do nieba. Od pastwisk na głębokiej francuskiej prowincji, gdzie jako dziecko opiekował się bydłem, a po wyświęceniu na kapłana wiernymi, po przepastne oceaniczne pustkowia między Australią a Ameryką. Po roku spędzonym na pokładach kolejnych, okrętów zmierzających w tamte strony, stawiając w końcu stopę na wulkanicznej wyspie Futuna, św. Piotr Chanel jest niby pierwszy człowiek na księżycu. Tu wszystko jest inne: język, zwyczaje, jedzenie, klimat. W pocie czoła zdobywa zaufanie mieszkańców, walczy z samotnością, stawia odpór przeciwnościom losu, gdy potężny cyklon niszczy prawie wszystkie domy i plantacje na wyspie. A kiedy wreszcie św. Piotr Chanel po 3 latach od przybycia trafia do serc kilku wyspiarzy z Dobrą Nowiną zostaje 28 kwietnia 1841 roku zamordowany. Władca Futuny dochodzi bowiem do wniosku, że chrześcijaństwo poddanych pozbawi go władzy. I byłby to niewątpliwie zapis spektakularnej klęski pewnego planu na życie, gdyby nie fakt, że po tej śmierci wszyscy mieszkańcy Futuny przyjęli chrzest. Fascynujące, jak już wspomniałem.