Zawsze noszę was w sercu i jesteście zawsze obecni w moich modlitwach – zapewnił migrantów papież Franciszek. Spotkał się z nimi w Centrum Laboratorium Pokoju im. Jana XXIII w Hal Far. Był to ostatni punkt programu jego dwudniowej podróży apostolskiej na Maltę.
Przypomniał swoje słowa wypowiedziane w ubiegłym roku na Lesbos: „Jestem tu po to, aby powiedzieć, że jestem blisko was... Jestem tu, aby zobaczyć wasze twarze, aby spojrzeć w wasze oczy”. – Od dnia, w którym udałem się na Lampedusę, nigdy o Was nie zapomniałem. Zawsze noszę was w sercu i jesteście zawsze obecni w moich modlitwach – zapewnił Franciszek.
Życzył Malcie, aby dla docierających do jej wybrzeży zawsze była naprawdę „bezpieczną przystanią”. Przypomniał, że „tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci na przestrzeni minionych lat doświadczyło rozbicia statku na Morzu Śródziemnym”. Ale dokonuje się przy tym również „katastrofa cywilizacji, która zagraża nie tylko uchodźcom, lecz nam wszystkim”, która „grozi zatopieniem okrętu naszej cywilizacji”.
Uchronić się przed nią można „postępując po ludzku”, czyli „patrząc na osoby nie jak na liczby”, ale ma ich twarze i historie, a także „myśląc, że zamiast tej osoby, którą widzę na łodzi lub na morzu, w telewizji albo na zdjęciu, mógłbym być ja, mój syn lub moja córka...”. – Módlmy się za tych braci i siostry, którzy narażają swoje życie na morzu, szukając nadziei – wezwał Franciszek, obejmując myślą także tysiące „osób, które w minionych dniach zostały zmuszone do ucieczki z Ukrainy z powodu wojny” oraz „wielu innych mężczyzn i kobiet, którzy w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów i ziemi w Azji, Afryce i obu Amerykach”.
Ojciec Święty zauważył, że doświadczenie opuszczenia domu i oderwania się od swoich korzeni „pozostawia głęboką ranę na drodze wzrostu młodego mężczyzny, młodej kobiety”. – Potrzeba czasu, aby uleczyć tę ranę; potrzeba czasu, a przede wszystkim doświadczeń bogatych człowieczeństwem: spotkań z gościnnymi ludźmi, którzy umieją słuchać, rozumieć, towarzyszyć. A także bycia razem z innymi współtowarzyszami podróży, dzielenia się, wspólnego dźwigania ciężaru... To pomaga zabliźnić rany – wskazał papież. Dlatego tak ważne jest, aby ośrodki recepcyjne były „miejscami człowieczeństwa”.
Podkreślił, że „na każdym kontynencie są ludzie i społeczności, które podejmują [to] wyzwanie, świadome, że rzeczywistość migracyjna jest znakiem czasów, w których stawką jest cywilizacja”. – A dla nas, chrześcijan, stawką jest także wierność Ewangelii Jezusa, który powiedział: „Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie”. Tego nie da się stworzyć w jeden dzień! Potrzeba czasu, dużo cierpliwości, a przede wszystkim miłości, wyrażającej się w bliskości, czułości i współczucia, tak jak miłość Boga wobec nas – stwierdził Franciszek.
Podzielił się swym marzeniem marzenie, aby „migranci, doświadczywszy przyjęcia bogatego w człowieczeństwo i braterstwo, mogli osobiście stać się świadkami i animatorami przyjęcia i braterstwa”. – Myślę, że to bardzo ważne, aby w dzisiejszym świecie migranci stali się świadkami wartości ludzkich niezbędnych do godnego i braterskiego życia. Są to wartości, które nosicie w sobie, które należą do waszych korzeni. Kiedyś po zabliźnieniu się rany rozdarcia, wykorzenienia, będziecie mogli wydobyć to bogactwo, które nosicie w sobie, niezwykle cenne bogactwo ludzkości, i podzielić się nim ze wspólnotami, w których jesteście przyjęci, i ze środowiskami, w które włączacie się. To jest droga! Droga braterstwa i przyjaźni społecznej. W tym tkwi przyszłość rodziny ludzkiej w zglobalizowanym świecie – powiedział papież.
Ponownie podkreślił, że migranci nie są „liczbami, lecz ludźmi z krwi i kości, twarzami, marzeniami, czasem zawiedzionymi”. – Od tego właśnie możemy i musimy zacząć na nowo: od osób i ich godności. Nie dajmy się zwieść tym, którzy mówią: „Nic nie możemy zrobić”, „te problemy nas przekraczają”, „ja będę zajmował się swoimi sprawami, a inni niech sobie radzą”. Nie. Nie wpadajmy w tę pułapkę. Odpowiedzmy na wyzwanie migrantów i uchodźców stylem życzliwości, rozpalmy ogniska braterstwa, wokół których ludzie będą mogli się ogrzać, podnieść, rozpalić nadzieję. Umacniajmy tkankę przyjaźni społecznej i kulturę spotkania, zaczynając od miejsc takich jak to, które na pewno może nie są doskonałe, ale są „laboratoriami pokoju” – wskazał Ojciec Święty.